dziennikarze wędrowni


   archiwum

lipiec, 2002



roczniki    strona główna  






 Wojna to pokój

  arundhati roy



 Gdy w niedzielę, siódmego października 2001, nad Afganistanem zaczął zapadać zmrok, rząd USA, wspierany przez Międzynarodową Koalicję Przeciw Terroryzmowi (nowy, posłuszny surogat Organizacji Narodów Zjednoczonych), rozpoczął powietrzny atak na ten kraj. Stacje telewizyjne pokazywały komputerowo animowane obrazki rakiet Cruise, bombowców Stealth, Tomahawk, "przeciwbunkrowców" i bomb Mark-82-High-Drag1. Na całym świecie mali chłopcy przypatrywali się temu z szeroko otwartymi oczami i przestawali na ten czas dopominać się o nowe video-games.

 ONZ, zredukowane do bezskutecznego skrótu, nie zostało nawet poproszone o udzielenie mandatu uprawniającego do rozpoczęcia ataku powietrznego. (Jak pewnego razu zauważyła Madeleine Albright, USA działają "multilateralnie, gdy możemy, i unilateralnie, gdy musimy".)2 "Dowody" przeciw terrorystom pokazywano sobie w obrębie "Koalicji", wśród przyjaciół. Po spotkaniu ogłoszono, że to, czy "dowody" te utrzymałyby się jako takie przed sądem, nie odgrywa żadnej roli.3 W ten oto beztroski sposób stulecia jurysdykcji zostały w okamgnieniu obrócone w niwecz. >>>




 Nietoperze



 Kilka miesięcy temu można było znaleźć w prasie informację o porozumieniu zawartym między niemieckim ministrem obrony Rudolfem Scharpingiem i komendantem Dolnośląskiego Obwodu Wojskowego we Wrocławiu, dotyczącym optymalizacji tzw. "muru wschodniego" - jednego z największych projektów militarnych Republiki Weimarskiej. W pracach konserwacyjnych i modernizacyjnych wezmą udział ramię w ramię żołnierze polscy i niemieccy. Inicjatywa udoskonalenia systemu tuneli i bunkrów wyszła od organizacji Euronatur i ma na celu stworzenie jak najlepszych warunków bytu dla zimujących tam rokrocznie ok. 30 tys. europejskich nietoperzy. Inicjatywa jak najbardziej godna uznania, głównie wobec faktu, że wiele spośród znajdujących tam schronienie gatunków zagrożonych jest wyginięciem.

 Projekt ten wydaje się być jednak nie mniej ważny, gdy spojrzeć na niego z perspektywy globalnej tendencji neoliberalnego ujednolicania świata - pozwala on wierzyć, że "cywilizowany Homo Oeconomicus" z północnej półkuli, choćby i do cna opętany kapitalistycznym pragmatyzmem, niezupełnie jeszcze utracił poczucie więzi z naturą, której główna siła tkwi w jej zbalansowanej różnorodności.

 Miało być jednak o Wrocławiu: Podobnie jak inne miasta państw byłego "bloku wschodniego" również i on znalazł się nagle w kręgu zainteresowania potężnych banków, transnarodowych koncernów i in. global players, i także jego mieszkańcy poddają się paradującemu po polukrowanych obcym kapitałem dzielnicach duchowi hedonizmu, oraz ulegają zwodnemu czarowi słodkich obietnic animatorów w skali makro. Poprzez sugestywność reklam tworzone są nowe "systemy wartości", zaś przede wszystkim wrażnie konieczności przejmowania agresywnie lansowanych wzorców oraz związanego z tym posiadania określonych towarów - kreowanych na symbole społecznego statusu. Wiele z tych towarów produkowanych jest w krajach rozwijających się, często przez dzieci, w warunkach urągających wyobrażeniu o prawie do godnego życia - aczkolwiek następujący fakt nie wydaje się mieć bezpośredniego związku z tematem, to nie sposób przemilczeć w tym miejscu ok. 30 tys. umierających codziennie z powodu chorób, głodu i wojen dzieci, które nigdy nie zdążyły sobie nawet wyobrazić, że także im przysługuje podstawowe prawo człowieka, prawo do życia. W tym kontekście szczytem obłudy wydają się być prowadzone w naszych krajach dyskusje na temat eutanazji, ochrony życia embrionów, czy też aktualnej debaty na temat nadwyżek płodów rolnych - które zgodnie z unijną tradycją zostaną najprawdopodobniej zniszczone. Konsekwencją podobnej postawy musi być nabranie brzemiennego w zbrodnicze intencje przekonania o większej wartości systemów/organizmów/indywiduów silniejszych/sprytniejszych/bardziej bezwzględnych.

 Pod naciskiem potężnego, nastawionego na profit, szablonowego przemysłu kulturalnego, zanika kulturowa specyfika historycznie słowiańskiego "miasta wysiedleńców" - tych wysiedlonych na zachód, i tych przesiedlonych ze wschodu, jak i tych nielicznych, którzy po wojnie mieli odwagę w swoim mieście pozostać, i nie przypłacili tego życiem. Oni to właśnie, stali mieszkańcy, kształtowali wspólnymi siłami obraz i klimat tego miasta.

 Wrocław - "nadzieja polskiej gospodarki", "nowoczesna metropolia", "jedno z najważniejszych centrów kulturalnych i naukowych Europy środkowej" - takie określenia znajdujemy w europejskich mediach. Taki też obraz miasta starają się lansować władze miejskie "dolnośląskiej Wenecji", aby zapewnić mu dobrą pozycję startową po wejściu Polski do Unii Europejskiej. Fakt, że miasto coraz bardziej przestaje być własnością jego mieszkańców, a jego wizerunek ustalany jest przez obcy kapitał, zdaje się żadnego z miejskich rajców zbytnio nie martwić.

 Zagrożonym wyginięciem gatunkom nietoperzy pomaga wojsko. Kto pomoże przetrwać wrocławianom?



(ak)


 Inwazja ulicy Krokodylej

  jędrzej morawiecki, tekst
  maciej skawiński, zdjęcia



 Pytanie miało brzmieć: czy Wrocław jest miastem sukcesu? Jeśli tak - czyjego sukcesu? I jaka jest tego sukcesu cena? Później przyszły kolejne: cena sukcesu, czy cena blichtru? Czy też: cena samozadowolenia i "ładnego wizerunku"? I czy cenę taką płaci tylko Wrocław, czy też pozbawione refleksji przemiany imitacyjne i doktryna jedynie słusznej "meganowoczesności" są zjawiskiem szerszym?

 Zaczęło się od kolorów i rynku, później przyszła nieśmiała dyskusja o "architekturze disco polo". Najpierw więc spłynął na miasto jaskrawy śmieć, zachłyśnięcie się barwą, jak najbardziej krzykliwą, gaszącą pragnienie Zachodu, dławiącą szarość. Kamienice rozbłysły wściekłym pomarańczem, seledynem, czerwienią, żółcią, byle mocniej i "weselej". Starówka zaczęła przypominać tanią reklamę supermarketu, ale spodobała się. Nowe technologie dają poczucie postępu, którego Wrocław tak potrzebował. Kolor zabił też upływ czasu - mur przestał oddychać, kruszeć, pulsować fakturą tynku. Rynek zdał się wiecznie trwać w ostrym elektrycznym świetle, blasku policyjnych kamer, zgiełku ekskluzywnych, przeszklonych handlowych domów. Potem ktoś w radiowej Trójce śmiał się, że we Wrocławiu brakuje szarej farby. Później wyszła tandeta: pośpiesznie odnowiony Ostrów Tumski obłazi płatami farby, kościelne zabudowania zrzucają jarmarczną jaskrawość. Wyspa rozbłysła jednak światłem halogenów, kościoły podświetlono od dołu, wbrew zamysłowi architektów, bez wyczucia proporcji. Stłumiono blask gazowych latarni, w kościelne wieże wstawiono granatowe i jadowicie zielone neoniki. Ostrów Tumski zaczął nocą przypominać turystyczną wystawkę, gigantyczną makietę, maszynkę do wyciskania pieniędzy z zachodnich wycieczek.
Elektryczny Ostrów Tumski jednak również się spodobał - podobnie jak Rynek. Nowa estetyka pomogła uwierzyć, że Wrocław jest miastem sukcesu, że jest zachodni - niezależnie od przepychanek w znienawidzonej Warszawie, od kryzysu w kraju, od odległego jeszcze (teraz już nie) bezrobocia. Wrocławianie uwierzyli więc w sukces i bronią do tej pory odpustowej estetyki, utożsamiając ją w przedziwny sposób z postępem, wyjściem z zaścianka, z tak bardzo pożądaną gospodarczą koniunkturą. >>>





 Literatura czy polityka?
- cztery skojarzenia

 artur kumaszynski

 Indyjska pisarka i obrończyni praw człowieka, Arundhati Roy, jest pewna, że literaturą są wszystkie jej wysiłki związane ze zrozumieniem egzystencjalnych problemów. Dlatego też ciągle stara się przebywać w "sercu społeczeństwa". Uważa, że już od zawsze była to postawa znamienna dla pisarzy. Krytykuje "literackie dyskusje" sprowadzające się często jedynie do wymiany informacji o napisanych ostatnio bestsellerach i otrzymanych nagrodach. Autorka głośnej książki "Bóg rzeczy małych" głośno i stanowczo reaguje nie tylko na niesprawiedliwość społeczną i łamanie praw człowieka w jej kraju, lecz stara się zwrócić uwagę opinii publicznej na wydarzenia związane z postępującą globalizacją oraz jej skutkami. W swoich esejach zdecydowanie potępia zaniedbania, błędy i sprzeczności w zagranicznej polityce USA. Arundhati Roy, zapytana przez nieistniejący już niemiecki tygodnik "Die Woche" o sposób, w jaki jej zdaniem Stany Zjednoczone winny były zareagować na zamach z 11 września, mówi: "Jeśli się nie wie, co powinno się uczynić, wtedy na pewno nie powinno się zrzucać bomb na niewinnych ludzi. Niech pan sobie wyobrazi, że mamy przypadek seryjnego mordercy, który nie daje się schwytać. Czy bombarduje się wtedy dzielnicę, w której mógłby on ewentualnie mieszkać? 3129 osób zginęło w WTC,ale ilu ludzi straciło życie od amerykańskich bomb w Afganistanie, o tym nikt nie chce słyszeć." >>>

OJCZYZNA

rafał wojaczek
(1945-1971)

Matka mądra jak wieża kościoła
Matka większa niż sam
Rzymski Kościół
Matka długa jak transsyberyjska
Kolej i jak Sahara szeroka

I pobożna jak partyjny dziennik
Matka piękna niczym straż pożarna
I cierpliwa jak oficer śledczy
I bolesna jak gdyby w połogu

I prawdziwa jak gumowa pałka
Matka dobra jak piwo żywieckie
piersi matki dwie pobożne setki

I troskliwa jakby bufetowa
Matka Boska jak Królowa Polski
Matka cudza jak Królowa Polski

1968

fontanna 'zdrój', foto: filip łepkowicz

foto: filip łepkowicz



roczniki    strona główna  



Š dziennikarze wędrowni