zima'04
str. 1



publicystyka  strona główna


Na Bliskim Wschodzie bez zmian

michał skawiński, tekst 
maciej skawiński, zdjęcia 



Khan Junis, Strefa Gazy. Palestyńska kobieta w ruinach domu zniszczonego przez izraelskich żołnierzy.



Początki Izraela


  Syjonizm, czyli idea utworzenia, czy może raczej odtworzenia, państwa żydowskiego pojawiła się w drugiej połowie XIX wieku. Do jej powstania przyczynił się rodzący się wówczas w Europie nowoczesny nacjonalizm, który z jednej strony powodował wzrost poziomu antysemityzmu w krajach, w których zamieszkiwała mniejszość żydowska, a z drugiej strony, głosząc, że najdoskonalszym wytworem narodu jest państwo, rozbudzał marzenia wyznawców judaizmu o bezpiecznym, wolnym od prześladowań życiu we własnej ojczyźnie. Początkowo nie było jednak pełnej zgodności, gdzie owa ojczyzna miałaby się znajdować. Większość zwolenników syjonizmu (a należy dodać, że w początkowym okresie idea ta nie była w jakiś szczególny sposób popularna) opowiadało się za Bliskim Wschodem (Palestyna, Synaj, Syria, Egipt bądź Cypr), choć istniała też koncepcja stworzenia państwa na terenach już zamieszkiwanych przez liczną diasporę żydowską (w grę wchodziłaby Europa Wschodnia lub Ameryka).

Ostatecznie wybór padł na Palestynę, co jednak stwarzało dwa zasadnicze problemy – obszar ten zamieszkiwany był w większości przez Arabów, a znajdował się pod panowaniem, niechętnego wyznawcom judaizmu, Imperium Otomańskiego (Turcji). Zachęcano więc Żydów z innych części świata, by osiedlali się w Palestynie, co miało zmienić niekorzystne proporcje ludnościowe. Druga z przeszkód została usunięta przez pierwszą wojnę światową, w wyniku której obszar ten przeszedł pod panowanie brytyjskie (jako terytorium mandatowe). Nim jednak się to stało, niejako dzieląc skórę na nieupolowanym niedźwiedziu, Rząd Jego Królewskiej Mości w 1917 roku (a więc jeszcze w czasie trwania wojny) wydał tzw. Deklarację Balfoura, popierającą stworzenie w Palestynie „siedziby narodowej dla narodu żydowskiego”.

Brytyjczykom jednak nie spieszyło się z wypełnianiem składanych przez nich obietnic, a ludność arabska, rozumiejąc zagrożenie, stawała się coraz bardziej wroga wobec nowych przybyszów. W latach 1936 – 1939 doszło do serii krwawych starć, jednak dla dalszego rozwoju wydarzeń większe znaczenie miała nadciągająca wojna. Brytyjczycy, starając się zaskarbić sobie przyjaźń Arabów i tym samym ograniczyć niemieckie wpływy na roponośnym Bliskim Wschodzie, zobowiązali się (w tzw. „Białej księdze”) do utrzymania liczby ludności żydowskiej w Palestynie na poziomie nie przekraczającym jednej trzeciej ogółu mieszkańców oraz do wstrzymania dalszej imigracji. Dla masowo uciekających z hitlerowskich Niemiec Żydów, był to ogromny cios. Syjoniści, straciwszy zaufanie do Wielkiej Brytanii odwrócili się ku Stanom Zjednoczonym.

Dla Żydów druga wojna światowa to przede wszystkim Holocaust. Przyniósł on diametralną odmianę ich myślenia – o ile wcześniej idee syjonizmu nie cieszyły się oszałamiającą popularnością, o tyle teraz bezzwłoczne zbudowanie własnego, bezpiecznego państwa stało się najwyższą koniecznością. Jednak nawet całe współczucie, jakie wyrażali (i zapewne czuli) Churchill i Attlee nie wpłynęło na zmianę angielskiej polityki - mimo zakończenia wojny Żydom nadal nie wolno było wjeżdżać do Palestyny. Dla syjonistów Brytyjczycy stali się wrogami.

Ponieważ wywalczenie własnego państwa przy pomocy otwartej walki zbrojnej nie wchodziło w rachubę z powodu przygniatającej przewagi militarnej angielskich wojsk stacjonujących w Palestynie, dlatego półlegalne (Hagana) i oficjalne (Agencja Żydowska) organizacje syjonistyczne rozpoczęły walkę z Brytyjczykami przy pomocy „broni słabych” – terroru. Oczywiście czyniły to za pomocą małych ugrupowań, oficjalnie samodzielnych i w żaden sposób z nimi niezwiązanych. Wielka Brytania, nie potrafiąc poradzić sobie z narastającym terrorem i nie posiadając strategicznych interesów w Palestynie, postanowiła się wycofać. Publicznie ogłosiła w lutym 1947 roku, że problem palestyńsko-żydowski zostanie przekazany w gestię Narodów Zjednoczonych. Oznaczało to faktyczną zgodę na stworzenie państwa żydowskiego. Stworzyło to bardzo groźny precedens, który będzie potem silnie wpływał na historię Bliskiego Wschodu – niepodległość wywalczono za pomocą terroru.


Wojny


  Komisja Palestyńska ONZ przedstawiła plan podziału Palestyny na dwa odrębne, a jednak silnie powiązane gospodarczo państwa – żydowskie i arabskie. Ponieważ Jerozolima była świętym miastem zarówno dla chrześcijan, muzułmanów, jak i wyznawców judaizmu, miała ona otrzymać status terytorium międzynarodowego pod zarządem Narodów Zjednoczonych. Plan ten przyjęło Zgromadzenie Ogólne ONZ, jednak został on odrzucony przez Arabów. Żydzi zaakceptowali go z pewnymi zastrzeżeniami, nie mieli jednak rzeczywistej chęci jego realizacji, o czym najlepiej świadczy nawiązanie tajnych rozmów z emirem Abdullahem z Transjordanii w sprawie aneksji terytorium tworzonego państwa arabskiego. Pomiędzy obiema dominującymi narodowościami zamieszkującymi Palestynę narastała wzajemna wrogość, powodująca eskalację przemocy – pod koniec 1947 roku doszło do intensywnych, otwartych walk między Żydami i Arabami palestyńskimi, którym to starciom Brytyjczycy, nie chcąc niepotrzebnie narażać życia własnych żołnierzy, mogli się już tylko bezradnie przyglądać. W tej sytuacji ogłosili oni, że 15 maja 1948 roku ostatecznie złożą swój mandat. Obie strony sporu wykorzystały pozostały jeszcze czas na bardzo intensywne zbrojenia, szykując się na siłowe uregulowanie statusu Palestyny, gdy tylko opuszczą ją Anglicy.

W przeddzień wygaśnięcia brytyjskiego mandatu zasłużony działacz syjonistyczny David Ben Gurion ogłosił niepodległość Izraela. Nazajutrz wojska Arabii Saudyjskiej, Egiptu, Iraku, Libanu, Syrii i Transjordanii zaatakowały nowonarodzone Państwo Żydowskie, z zamiarem zmiecenia go z powierzchni ziemi. Słabo skoordynowane i chaotyczne działania armii państw arabskich i Arabów palestyńskich nie przyniosły jednak zamierzonych rezultatów – siły zbrojne Izraela nie tylko nie zostały pokonane, ale skutecznie kontratakowały, rozbijając wrogie wojska. Zmusiło to państwa arabskie do kolejnego zawierania rozejmu z Izraelem, Syria jako ostatnia zdecydowała się 20 lipca 1949 roku oficjalnie zawiesić działania militarne. W wyniku wojny Izrael znacznie powiększył swoje terytorium. Pod jego władzą znalazło się ponad cztery piąte obszaru Palestyny, z tego jedna trzecia wbrew rezolucji ONZ. Na pozostałej jednej piątej nie powstało jednak państwo arabskie – tereny te, ku rozpaczy Palestyńczyków, zagarnęła Jordania. Niemniej brzemienny w skutkach był exodus ludności cywilnej - w czasie wojny i w pierwszym roku po niej, wskutek prześladowań i przesiedleń, obszary Izraela opuściło ponad 700 tysięcy Arabów – właśnie wtedy powstały pierwsze obozy dla uchodźców palestyńskich. Ci, którzy pozostali (około 200 tysięcy) znaleźli się pod specjalną kontrolą wojskową aż do końca 1966 roku. Klęska w wojnie okazała się dla Palestyńczyków prawdziwą katastrofą.

Młode państwo żydowskie nie prowadziło spokojnego bytu. W 1956 roku, wraz z Francją i Wielką Brytanią, zaatakowało Egipt, który wbrew zobowiązaniom międzynarodowym ogłosił nacjonalizację Kanału Suezkiego. W 1964 roku wdało się w trwające 3 lata starcia graniczne z Syrią, spowodowane żydowskimi próbami regulacji granicznej rzeki Jordan w taki sposób, by nawodnić południowy Izrael kosztem północnego, pomimo faktu, że poszkodowana byłaby także Syria. Starcia te stały się jedną z przyczyn kolejnej wojny o bardzo dużym znaczeniu dla Palestyńczyków.

13 maja 1967 roku ZSRR przekazał Egiptowi wiadomość o koncentracji armii izraelskiej na granicy z Syrią. Informacja była nieprawdziwa i miała wywołać w społeczeństwie syryjskim poczucie poważnego zagrożenia zewnętrznego, a tym samym uratować niepopularny, socjalistyczny rząd tego kraju. Przywódcy państw arabskich potraktowali jednak informację śmiertelnie poważnie. Egipt, Jordania i Syria natychmiast ogłosiły mobilizację, pomoc obiecał także Irak. W odpowiedzi, czując się śmiertelnie zagrożony, skrytą mobilizację przeprowadził także Izrael. Obie strony rozmieściły swoje wojska na granicach. Były gotowe. Wojna wisiała na włosku. Jednak państwa arabskie zwlekały. Izrael, widząc swą jedyną szansę w zdecydowanym przejęciu inicjatywy i niedopuszczeniu do skoordynowanej akcji wojsk egipskich, jordańskich i syryjskich, a także nie mogąc w nieskończoność utrzymywać armii w stanie zmobilizowanym (rezerwiści stanowili aż ¾ liczby żołnierzy) zdecydowali się wykonać uderzenie wyprzedzające, mimo, że w świetle prawa międzynarodowego była to zwykła agresja.

5 czerwca Izrael rozpoczął jedną z najbłyskotliwszych operacji wojskowych w dziejach wojen. Już pierwszego dnia siły powietrzne państwa żydowskiego zniszczyły na lotniskach większość samolotów arabskich, a śmiałe uderzenia pancerne rozerwały obronę egipską (na półwyspie Synaj) i jordańską (na Zachodnim Brzegu). Okrążone i pozbawione osłony lotniczej oddziały obu państw arabskich zostały rozbite w ciągu 3 dni. Izrael błyskawicznie przerzucił siły na granicę z Syrią i 9 czerwca rozpoczął potężne uderzenie (m.in. naruszając terytorium Libanu okrążył syryjską obronę od północy). Nazajutrz wojska przeciwnika były już rozbite, a armia izraelska przekroczywszy Wzgórza Golan w szybkim tempie posuwała się w kierunku Damaszku. W tej sytuacji ZSRR zagroził interwencją zbrojną, jeśli działania wojenne nie zostaną wstrzymane. Zaprzestania walk zażądały też od Żydów Stany Zjednoczone, jednocześnie przesuwając część swojej floty we wschodnie rejony Morza Śródziemnego. Wobec takiego ultimatum wojska izraelskie zatrzymały się, mimo, że do stolicy Syrii brakowało już im tylko kilku godzin drogi. Tak zakończyła się wojna, którą nazwano „sześciodniową”. Klęska państw arabskich była zupełna i upokarzająca. Ich wielkie i dumne armie zostały rozbite w ciągu kilku dni, a Półwysep Synaj, Strefa Gazy, Zachodni Brzeg (w tym Jerozolima) i Wzgórza Golan trafiły pod okupację Izraela. Jedynie ten pierwszy obszar został zwrócony (w 1982 roku) jego pierwotnemu właścicielowi, pozostałe po dziś dzień znajdują się pod władaniem izraelskim.

Wojna ta była „kamieniem milowym” także dla Palestyńczyków, gdyż przyniosła dwa fakty o fundamentalnym znaczeniu dla dalszego rozwoju wydarzeń. Po pierwsze, zamieszkiwane przez nich Strefa Gazy i Zachodni Brzeg (wraz z ich licznymi obozami dla uchodźców) dostały się pod panowanie izraelskie. Po drugie, upokarzająca klęska państw arabskich dobitnie uświadomiła Palestyńczykom, że nie mogą liczyć na nie w walce o niepodległość i muszą polegać na własnych siłach. A ponieważ były one skromne w porównaniu do sił żydowskich, postanowili oni uciec się do „broni słabych”, która już raz pokazała swą skuteczność – do terroru.


Epoka terroryzmu


  Po klęsce 1948 roku, palestyńskie bojówki zaczęły się odradzać dopiero w końcu lat 50-tych, głównie na terenie okupowanej przez Egipt Strefy Gazy. Były one rozdrobnione, a ich zdolności do prowadzenia skutecznych akcji bardzo ograniczone. Taki stan trwał do 1964 roku, gdy powstała Organizacja Wyzwolenia Palestyny, mająca koordynować działania polityczne oraz zbrojne wszystkich walczących Palestyńczyków. Zrzeszała ona wiele organizacji, z których najważniejszą był al-Fatah kierowany przez Jasera Arafata. Deklarowanym celem OWP było w tym czasie zniszczenie Izraela i zbudowanie na terytorium Palestyny świeckiego i demokratycznego państwa, w którym Arabowie i Żydzi mieliby równe prawa. Mimo, że postulat równości może się wydawać sprawiedliwy, to zniszczenie Izraela tak naprawdę najprawdopodobniej skutkowałoby wypędzeniem Żydów z Bliskiego Wschodu.

Pierwsze ataki terrorystyczne na większą skalę przeprowadzono w 1965 roku, jednak palestyński ruch narodowy dopiero się kształtował. W 1969 roku Arafat stanął na czele OWP (funkcję tę sprawował aż do śmierci), a od połowy 1970 roku organizacja ta skoncentrowała się na walce zbrojnej, którą oczywiście był terroryzm. Stosowały go także, nawet w większym stopniu, także inne organizacje, które nie weszły w skład OWP lub się od niej odłączyły wskutek rozbieżnych poglądów. Można tu wymienić np. Ludowy Front Wyzwolenia Palestyny, lubujący się szczególnie w porywaniu samolotów, czy też ugrupowanie „Czarny Wrzesień” odpowiedzialne za masakrę izraelskich sportowców na olimpiadzie w Monachium w 1972 roku.

Połowa lat 70-tych przyniosła owoce politycznej działalności OWP. W 1974 roku została ona uznana przez państwa arabskie za jedynego reprezentanta Palestyńczyków, a Arafat jako jej przedstawiciel wystąpił na forum Zgromadzenia Ogólnego Narodów Zjednoczonych, które oficjalnie potwierdziło prawo narodu palestyńskiego do samostanowienia i nadało OWP status obserwatora przy ONZ. Dwa lata później Organizacja została przyjęta do Ligi Państw Arabskich. Dzięki tym sukcesom w drugiej połowie lat 70-tych zaakceptowała możliwość rozwiązania konfliktu drogą pokojową i oficjalnie odcięła się od terroryzmu jako metody osiągania celów politycznych.


Kolejne wojny


  Państwa arabskie nie pogodziły się z utratą ziem odebranych im w 1967 roku. 6 października 1973 roku, w dzień żydowskiego święta Yom Kippur armie Egiptu i Syrii (wspierane przez kontyngenty z Iraku, Jordanii, Maroka, Arabii Saudyjskiej i Tunezji) rozpoczęły zaskakujący atak w celu odbicia Synaju i Wzgórz Golan. Ofensywa osiągnęła pewne sukcesy, jednak 15 października siły zbrojne Izraela przeszły do kontrnatarcia. Nie udało się im jednak rozbić wojsk arabskich, a pod naciskiem USA i ZSRR obie strony zgodziły się 24 października zawiesić działania wojenne. Jedynym terytorialnym efektem zmagań było rozmieszczenie sił ONZ przy Kanale Suezkim, który od 1967 roku stanowił bardzo niespokojną linię rozgraniczenia wojsk egipskich i izraelskich.

Ale nie był to koniec niespodzianek przygotowanych przez państwa arabskie. 17 października OPEC zadecydował o podniesieniu cen ropy naftowej o 70%, przy jednoczesnym ograniczeniu jej eksportu o 5% i zagroził comiesięcznymi redukcjami o 5%, jeśli Izrael nie wycofa się z terytoriów zajętych w 1967 roku i nie przywróci praw Palestyńczykom. Pomimo nacisków zachodnich Państwo Żydowskie nie zastosowało się do żądań, ale mimo to Arabowie nie ograniczali dalej eksportu w obawie przed załamaniem gospodarek odbiorców ropy naftowej, co mogłoby mieć katastrofalne skutki także dla bliskowschodnich eksporterów. Ceny ropy i tak wzrosły aż czterokrotnie w ciągu dwóch miesięcy, znacznie zwiększając zyski państw arabskich.

W marcu 1979 roku Egipt podpisał z Izraelem traktat pokojowy, co zostało odebrane jako zdrada. Został za to zawieszony w prawach członka Ligi Państw Arabskich, która zlikwidowała swą siedzibę w Kairze. Prezydent Egiptu Anwar Sadat podpisanie układu opłacił własnym życiem - został zamordowany dwa i pół roku później w zamachu w Kairze.

Rok 1980 przyniósł kolejne ważne wydarzenie. Izrael przeniósł swoją stolicę do Jerozolimy, do której prawa (również jako stolicy) rościli sobie także Palestyńczycy.

Dwa lata później Izrael, chcąc rozbić palestyńskie oddziały nękające atakami jego północną część a mające swoje bazy w Libanie, wysłał do tego kraju swoje wojska. Miała to być krótka akcja obejmująca tylko południową część wspomnianego państwa, ale nadspodziewanie silny opór bojowników palestyńskich i wmieszanie się w konflikt Syrii, która zajęła północną część Libanu spowodowało, że armia izraelska pozostała w tym kraju przez trzy i pół roku. Doszło wówczas do słynnych masakr w obozach dla uchodźców palestyńskich – Sabra i Szatila. Rzezi dokonała libańska prawicowa frakcja chrześcijańska – falanga, ale istnieją silne dowody na to, że odbyła się ona za wiedzą wielu wysoko postawionych Żydów. Wywołało to oburzenie nie tylko na całym świecie, ale nawet w samym Izraelu, zwiększając niechęć obywateli do i tak niepopularnej wojny. Do końca 1985 roku armia wycofała się z Libanu.

Po raz kolejny poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa Izraela pojawiło się po zajęciu Kuwejtu przez Irak w sierpniu 1990 roku. Większość państw arabskich surowo potępiła ten akt i przystąpiła do tworzonej koalicji antyirackiej. Arafat jako jeden z nielicznych początkowo poparł Husajna, potem jednak, widząc swój błąd, z tego poparcia się wycofał. Przywódca Iraku miał jednak pomysł jak rozbić koalicję skierowaną przeciwko niemu. W przypadku rozpoczęcia działań przez wojska sojusznicze chciał zaatakować Izrael przy pomocy rakiet SCUD, co miało spowodować zbrojną ripostę Żydów. Spodziewał się, że żadne państwo arabskie nie będzie chciało ramię w ramię z Izraelem prowadzić wojny przeciwko Irakowi, a to spowoduje rozpad koalicji. Husajn faktycznie tak zrobił, ale Amerykanie zdołali ubłagać Żydów, by ci nie podejmowali żadnych kroków odwetowych, w zamian za co na terytorium Izraela rozmieszczono najnowocześniejsze systemy przeciwrakietowe Patriot. Pomimo tego, że kilka SCUD-ów przedarło się przez parasol obronny, ani jedna osoba nie zginęła w wyniku ich eksplozji.


Intifady



Khan Junis, Strefa Gazy. Mohammad Dżabir z portretem syna samobójcy Ramziego, który dzień wcześniej wysadził się w zamachu.



  Nasycona aktami niesprawiedliwości a nawet okrucieństwa, ciągła okupacja Strefy Gazy i Zachodniego Brzegu oraz nieustanny rozrost osiedli żydowskich na tych terenach sprawiły, że nastroje w społeczeństwie palestyńskim zaczęły przypominać beczkę prochu, niecierpliwie wyczekującą na jakąkolwiek iskrę. Gdy czterech Arabów zginęło w zderzeniu z żydowską ciężarówką wojskową w grudniu 1987 roku, w Strefie Gazy wybuchły zamieszki, które bardzo szybko ogarnęły także Zachodni Brzeg. Doszło do starć z wojskiem i policją, w wyniku których w ciągu miesiąca zginęło około 40 Palestyńczyków. Wybuch Intifady (słowo to w wolnym tłumaczeniu oznacza „powstanie”) zaskoczył nawet przywódców OWP i pozostałych organizacji, jednak bardzo szybko zdołały się one porozumieć i utworzyć Zjednoczone Narodowe Kierownictwo Powstania, które miało za zadanie koordynację akcji. Pierwsza Intifada charakteryzowała się większym udziałem biernego, niż czynnego oporu. Najpopularniejszą formą walki były strajki, bojkoty i inne formy nieposłuszeństwa obywatelskiego, jak np. odmowa płacenia podatków. Czynny opór najczęściej przybierał, dziś wydawałoby się niewinną, postać rzucania kamieniami, a mimo to reakcja armii izraelskiej była bardzo ostra: Zachodni Brzeg i Strefę Gazy ogłoszono „zamkniętymi strefami wojskowymi”, nałożono na nie embargo i zupełnie odcięto od świata. Na podstawie prawa wojennego uwięziono tysiące osób.

Rok 1988 przyniósł spóźnioną o 40 lat proklamację powstania Republiki Palestyńskiej wydaną przez parlament palestyński na uchodźstwie. Na jej czele miał stanąć oczywiście Jaser Arafat.

Tymczasem Intifada trwała dalej. Uznaje się, że ciągnęła się właściwie aż do drugiej połowy 1993 roku (tak naprawdę nigdy jej oficjalnie nie zakończono, a drobniejsze starcia zdarzały się nadal), a zakończyło ją podpisane 13 września porozumienie izraelsko-palestyńskie „Najpierw Gaza i Jerycho”, na podstawie którego na tytułowych terenach miała powstać Autonomia Palestyńska. Za osiągnięcie tego historycznego porozumienia Jaser Arafat, Szimon Peres i Icchak Rabin zostali uhonorowani Pokojową Nagrodą Nobla w 1994 roku.

28 września 1995 roku podpisano kolejny układ, tym razem o rozszerzeniu Autonomii Palestyńskiej na dwie trzecie Zachodniego Brzegu. W styczniu 1996 roku odbyły się wybory do Rady Autonomii, w których druzgocące zwycięstwo odniosła OWP. W następnym miesiącu Arafata zaprzysiężono na prezydenta Autonomii Palestyńskiej.

Traktaty te miały wielu przeciwników po obu stronach, zarzucających politykom zdradę własnego narodu. Icchak Rabin padł ofiarą zamachu z rąk studenta należącego do skrajnie prawicowej organizacji żydowskiej „Ayal”, który wierzył, że w ten sposób zahamuje proces pokojowy. Czego nie dokonał terrorysta, tego dokonały uprzedzenia. W wyborach do parlamentu izraelskiego w maju 1996 roku społeczeństwo żydowskie, obawiając się nadmiernych ustępstw wobec Palestyńczyków, zagłosowało za niechętną porozumieniom, prawicową partią Likud. Pod naciskiem międzynarodowym, nowy premier Beniamin Netanjahu był mimo wszystko zmuszony dalej prowadzić dialog pokojowy. Zawierano nowe porozumienia, lecz nie doszło do ich realizacji. Przez kolejne 2 lata nie wypracowano żadnego znaczącego porozumienia. Dopiero w październiku 1998 roku, dzięki mediacji amerykańskiej, podpisano w Wye Plantation kolejne porozumienie, jednak rząd Netanjahu upadł, nim rozpoczęto jego realizację.

Z kolejnym rządem, tym razem Ehuda Baraka zawarto nowe umowy, jednak ciągle pogarszające się warunki okupacji doprowadziły do kolejnej eksplozji.

Ta Intifada okazała się inną niż poprzednia, przede wszystkim za sprawą ogromnej roli, jaką ma w niej udział czynny opór. I nie chodzi już tylko o kamienie. Palestyńczycy na dużą skalę zaczęli używać broni palnej, szczególnie przeciwko osadnikom. Nastąpiła także kolejna fala terroryzmu. Izrael także zareagował ostrzej niż zazwyczaj – masowo używane są czołgi, śmigłowce i pociski rakietowe.

Mimo ciągłych prób zmuszenia obu stron do rokowań, podejmowanych przez państwa zachodnie, proces pokojowy w zasadzie nie porusza się do przodu. Winne temu są nie tylko kolejne akty terroru i równie bezwzględne odpowiedzi z drugiej strony. Chodzi przede wszystkim o wzajemne niezrozumienie, uprzedzenia i zapiekłą nienawiść. Kwestia przynależności spornych terenów także jest bardzo egoistycznie postrzegana, co dodatkowo powiększa niechęć do jakichkolwiek ustępstw.


To nasza ziemia


  Zarówno Żydzi, jak i Arabowie roszczą sobie prawo do całości ziem palestyńskich. Naturalnie uzasadnienia są różne – ci pierwsi powołują się na czasy biblijne, drudzy zaś na ostatnie tysiąc kilkaset lat, a obie strony uważają swoje racje za ważniejsze i są przekonane, że to one padły ofiarą agresji.

Żydzi nazywani są „kolonizatorami” w arabskich artykułach, przemówieniach, a nawet podręcznikach szkolnych (szczególnie tych, które były wydawane w Jordanii). W jednym z nich słowo „syjonizm” zdefiniowano jako „agresywny i kolonialny ruch polityczny, zmierzający do judeizacji Palestyny poprzez wyniszczenie populacji arabskiej”. Unika się przy tym używania słowa „Izraelczyk”, gdyż w pewien (lingwistyczny) sposób legitymizowałoby to ich pobyt w Izraelu. W zamian za to używa się słowa „Żyd”, mającego dla Arabów znaczenie pejoratywne, lub „syjonista”, silnie dla nich nacechowanego grozą i obrzydzeniem. Głównym celem życia brutalnych syjonistów jest oczywiście zbudowanie „bliskowschodniego imperium od Nilu aż po Eufrat” i sprowadzenie Arabów do roli niewolników.

Z drugiej strony, Żydzi są przekonani, że to właśnie Arabowie, kierowani fanatyczną nienawiścią do Izraela, są stroną agresywną i zamiast zostawić ich w spokoju, nieustannie marzą o zniszczeniu ich kraju i wyczekują tylko stosownej chwili, by „zepchnąć ich do morza” (zwrot taki dość często pojawia się w propagandzie arabskiej).

Największe emocje budzą te części Palestyny, które znane są jako Strefa Gazy i Zachodni Brzeg. Przez Arabów (i właściwie całą resztę świata) określane jako „terytoria okupowane”, przez Żydów nazywane są „spornymi”. Zostały one zajęte przez Izrael w 1967 roku i początkowo rozważano ich aneksję. Nie doszło do niej wyłącznie dlatego, że obawiano się posiadania w granicach Państwa Żydowskiego tak dużej liczby Palestyńczyków. Jako obywatelom, trzeba byłoby nadać im prawa wyborcze (Arabowie mieszkający w Izraelu takowe posiadają), co w połączeniu z ich wyższym wskaźnikiem urodzeń mogłoby doprowadzić po kilkudziesięciu latach do zagrożenia istnienia Izraela lub przynajmniej odebrania mu obecnego charakteru państwa służącego wyłącznie Żydom. Mając to na uwadze, przyłączono jedynie wschodnią część Jerozolimy (zachodnia należała do Izraela od 1948 roku).

Pomimo niechęci do oficjalnej aneksji tych obszarów i na przekór ONZ-owskiej rezolucji Izrael nie wycofał się z terytoriów okupowanych. Z mającego charakter dość naiwnej propagandy, lecz dobrze ilustrującego argumenty używane na Bliskim Wschodzie, artykułu pt. Terytoria sporne. Zapomniane fakty o Zachodnim Brzegu i Strefie Gazy (zamieszczonego na internetowych stronach Ambasady Izraela w Polsce), można się dowiedzieć: „Rezolucja nr 242 nie wymaga od Izraela wycofania się ze wszystkich terytoriów uzyskanych w wojnie z 1967 roku, jak żądają państwa arabskie. Zamiast tego, rezolucja ogranicza żądania, aby Izrael wycofał się „z terytoriów” i przyznaje mu prawo do istnienia w ramach bezpiecznych i określonych granic”. Jest to bardzo przewrotne i ironiczne stwierdzenie. Faktem jest, że Izrael zwrócił część ziem (Półwysep Synaj), lecz czy, zdroworozsądkowo, wezwania do zwrócenia zabranych rzeczy nie oznaczają zawsze zwrócenia wszystkich zabranych rzeczy?

Wyjątkowo drażliwą kwestią są żydowscy osadnicy na terytorium Zachodniego Brzegu i w Strefie Gazy. Liczą oni obecnie około 400 tysięcy ludzi (według danych arabskich, według Izraelczyków 250 tysięcy), a ich osiedla (przez które Palestyńczycy przejeżdżać nie mogą) znajdują się wokół spornej Jerozolimy, na przecięciach wszystkich ważnych dróg, przy granicy z Egiptem oraz wzdłuż rzeki Jordan, „odcinając” Arabów palestyńskich od rodaków z Jordanii. Władze wykorzystywały i nadal wykorzystują ich dla dwóch celów – do zagarniania ziemi (we wszystkich rozmowach pokojowych strona żydowska naciska, by jak największa część osiedli została włączona w skład Izraela) oraz do sprawowania kontroli nad tym terytorium i nad jego mieszkańcami (koloniści są zazwyczaj uzbrojeni). Palestyńczykom cel tego osadnictwa wydaje się oczywisty – „wynarodowienie” mieszkających tam Arabów i wcielenie Zachodniego Brzegu i Strefy Gazy, lub przynajmniej znacznych ich części, do państwa żydowskiego, którego władze trywializują te obawy twierdząc, że każdy ma prawo osiedlać się tam, gdzie chce.


Dwie wieże


  Prowadząc nieustanną walkę od niemal 60 lat, obie strony wykazują objawy „syndromu oblężenia”, postrzegając się jako samotne twierdze otoczone hordami nieprzyjaciół. Objawia się to na dwóch płaszczyznach: osobistej i państwowej.

W wymiarze personalnym, niemal każdy Żyd czuje się przytłoczony nieustannym strachem przed zamachami terrorystycznymi. Boi się nie tylko o siebie, ale także o małżonka, dzieci, krewnych. Poważny niepokój budzi także ewentualność dokonania nagłego ataku (także przy pomocy broni niekonwencjonalnej) przez któreś z państw arabskich.

Życie przeciętnego Palestyńczyka jest obarczone nie mniejszym ciężarem codziennego zagrożenia. Może zginąć w czasie jednej z akcji odwetowych armii izraelskiej, zostać przypadkowo ranny lub wręcz zastrzelony w czasie zamieszek, paść ofiarą ataku terrorystycznego albo stracić rodzinę, wreszcie jego dom może zostać zburzony przez wojsko żydowskie w ramach (zazwyczaj ślepej) zemsty za palestyńskie zamachy.

Żydzi postrzegają sytuację Izraela jako bardzo daleką od sielanki. Otoczony jest przez wrogo nastawione państwa arabskie, nie sprzyja mu także zionąca antysemityzmem Europa, dodatkowo popierająca dążenia Palestyńczyków do utworzenia własnego państwa. ONZ, który miał być bezstronną organizacją, „uwziął się” na Izrael, ciągle wydając niekorzystne rezolucje i potępiając ten umęczony kraj. Rzekomo wielki przyjaciel – USA, też nie pomaga w wystarczający sposób, a w ostatnim czasie wręcz stara się udobruchać Arabów kosztem Żydów. Izrael jest osamotniony.

Położenie Palestyńczyków, szczególnie według nich samych, także jest nie do pozazdroszczenia. Są dosłownie otoczeni przez „syjonistów” (ich najbardziej znienawidzonymi przedstawicielami są osadnicy), którzy nieustannie starają się ich zdominować, stłamsić, wynarodowić i podporządkować. Są oni najbardziej uciskanym narodem ze wszystkich ofiar krwiożerczej polityki „małego (Izrael) i dużego (USA) szatana”, którym dzielnie sekunduje Europa. Nie można już nawet liczyć na inne państwa arabskie – Egipt zmienił orientację na prozachodnią i „ugłaskał się” z Żydami, Liban i Jordania odnoszą się wrogo do Palestyńczyków, po tym jak zdestabilizowali oni sytuację w tych krajach, Irak właściwie przestał istnieć a inne państwa Zatoki Perskiej wręcz zawarły sojusz ze Stanami Zjednoczonymi! Pozostała jedynie Syria, ale zupełnie jej nie w smak narażanie się „szatanom”. Palestyna jest osamotniona.


Widmo Holocaustu


  „Ostateczne rozwiązanie” miało ogromny wpływ na sposób myślenia Żydów, na ich postrzeganie świata, samych siebie i innych. Zrozumieli, że mogą liczyć wyłącznie na siebie, bo w trudnych chwilach nikt nie przyjdzie im z altruistyczną pomocą.

Naczelną zasadą polityki Izraela jest „nigdy więcej”, czyli niedopuszczenie do nawet chwilowej słabości tego państwa, która mogłaby doprowadzić do konieczności zdania się na łaskę i niełaskę innego narodu. W przypadku Arabów byłaby to raczej niełaska, w czym utwierdzają Żydów buńczuczne, lecz znacznie przesadzone wypowiedzi ich przeciwników. Przykłady można by mnożyć: w 1948 roku duchowy przywódca palestyńskich muzułmanów, Hadż Amin al Husseini miał powiedzieć: „Bracia mahometanie, ogłaszam świętą wojnę! Mordujcie Żydów! Wybijcie ich wszystkich!”, osiemnaście lat później ówczesny minister obrony Syrii (a później jej prezydent) Hafez al Asad powiedział: „Nigdy nie wezwiemy do pokoju i nie zaakceptujemy pokoju. Zaakceptujemy jedynie wojnę. Poprzysięgliśmy spłukać tę ziemię waszą krwią, wyrzucić was, agresorów, wrzucić was do morza”, a w 1987 roku duchowy przywódca Hamasu Ahmed Yassin powiedział: „6 milionów potomków małp rządzi teraz wszystkimi narodami świata, ale ich dzień nadejdzie. Allahu! Zabij ich wszystkich, nie oszczędź ani jednego!”. Strach przed militarną klęską, która według Żydów przyniosłaby im kolejny Holocaust, powoduje, że Izrael przywiązuje ogromną wagę do posiadania silnej i nowoczesnej armii, w której, aby zapewnić jej odpowiednią liczebność, obowiązkową służbę odbywają także kobiety. Jako jedyne państwo na Bliskim Wschodzie dysponuje on bronią jądrową (choć nigdy tego oficjalnie nie potwierdził) i stara się by ten stan się nie zmienił – gdy w 1981 roku Irak próbował uruchomić własny reaktor jądrowy, izraelskie samoloty zbombardowały go, niszcząc doszczętnie tuż przed ukończeniem prac. Aby uniknąć skażenia radioaktywnego atak przeprowadzono nim reaktor został napełniony paliwem jądrowym. W ten sposób, nie mając wystarczających środków na rozpoczynanie prac od nowa, Saddam Husajn został zmuszony do bezterminowego zawieszenia irackiego programu atomowego. Na uwagę zasługuje wypowiedź izraelskiego szefa sztabu, który osobiście prowadząc odprawę pilotów przed lotem powiedział im: „Alternatywą jest nasza zagłada”.

Wielu Palestyńczyków jest przekonanych, być może nie rozumiejąc do końca istoty Holocaustu, że to właśnie oni są jego ofiarami. Po pierwsze, sądzą, że Żydom udało się zbudować własne państwo dzięki współczuciu, jakie budzili w społeczności międzynarodowej po II wojnie światowej. Odbyło się to oczywiście ich kosztem, mogą więc twierdzić: „owszem, Hitler zabijał Żydów, ale obecnie my przez to najbardziej cierpimy”. Po drugie, podejmowane przez Izraelczyków próby asymilacji Palestyńczyków, czy nawet ich wynarodowienia określają mianem „narodowej zagłady”, a przecież to jest to samo co Holocaust. Po trzecie, fakt, że znaczna część populacji mieszka w obozach (dla uchodźców) przywodzi na myśl kolejne podobieństwo językowe. Używany do rozpraszania demonstracji gaz i budowany mur dopełniają obrazu. Analogia jest bezsporna. Ale chyba tylko w sensie lingwistycznym, bo w rzeczywistości ze świadomym i starannie planowanym hitlerowskim „ostatecznym rozwiązaniem” ma to raczej niewiele wspólnego.


Bo to źli ludzie są


  Srogi, nienawistny, podstępny, prymitywny brudas, w dodatku porywczy i fanatyczny – oto obraz Araba w oczach Żydów. Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że w drugą stronę stereotypy wyglądają inaczej - Palestyńczycy określają Izraelczyków dokładnie tymi samymi słowami, dodając jeszcze: tchórzliwi.



Ramalla. Dzieci na ulicy.



Uprzedzenia wydają się być głęboko zakorzenione w obu społeczeństwach. Nasiąkanie nimi zaczyna się już od wczesnego dzieciństwa – członkowie rodziny i koledzy wpajają najmłodszym to, co sami „wiedzą”, podręczniki szkolne pełne są pogardy lub wręcz nienawiści dla przedstawicieli drugiego narodu, a ponieważ w Izraelu niemal nie ma łączonych szkół, bo tak naprawdę nikt ich nie chce, stereotypy nie są konfrontowane z rzeczywistością i zakorzeniają się w młodych umysłach na dobre. W późniejszych etapach życia nie są one niestety eliminowane, gdyż brak jest „żywego” kontaktu pomiędzy przedstawicielami obu narodów. Owszem, Żydzi niemal na każdym rogu spotykają arabskich robotników pracujących w Izraelu, ale relacje takie mają przecież charakter wyłącznie zawodowy, natomiast przypadki przyjaźni lub sąsiedzkiego zaufania są nieczęste i zazwyczaj traktowane są przez otoczenie z podejrzliwością. Mieszane małżeństwa są wyjątkowo rzadkie, gdyż związki tego typu są bardzo niemile widziane i niemal zawsze spotykają się ze społeczną agresją. Przeszkodą we wzajemnych kontaktach jest też bariera językowa - o ile znaczna część Arabów mieszkających w Izraelu mówi po hebrajsku, to ci z terytoriów okupowanych już raczej rzadko. W drugą stronę wygląda to jeszcze gorzej - wśród Żydów jedynie znikomy procent potrafi się porozumiewać po arabsku. Wszystko to sprawia, że wzajemne postrzeganie się obu narodów było, jest i zapewne jeszcze długo będzie silnie nacechowane uprzedzeniami. Dlaczego brak jest „odgórnej” woli zwalczania stereotypów, a promowania wzajemnego poznania i zbliżenia? Odpowiedź jest dość prosta: człowiek nie rozumiejący, gardzący i nienawidzący wroga, jest lepszym żołnierzem.


Obowiązek nie tylko męski


  Zabezpieczając się przed raczej wyolbrzymianą ewentualnością nowego Holocaustu, tym razem z rąk „brutalnych, nienawistnych i brudnych” Arabów, Izrael zbudował i utrzymuje jedną z najefektywniejszych armii świata. Cieszy się ona w tym kraju bardzo dużym autorytetem, głównie za sprawą wygranych wojen, ale także właśnie ze względu na dostrzeganie przez społeczeństwo jej ogromnego znaczenia dla przetrwania państwa. To sprawia, że w podręcznikach i książkach dla dzieci kładzie się bardzo duży nacisk na patriotyzm, odwagę, ofiarność i heroizm żydowskich żołnierzy. Dzięki takiemu wychowaniu, morale jest bardzo wysokie, a w połączeniu z doskonałym wyszkoleniem i nowoczesnym wyposażeniem stanowi o potędze armii Izraela.

Służba wojskowa jest obowiązkowa tak dla mężczyzn, jak i dla kobiet. Oczywiście nie chodzi tu o żadne równouprawnienie, ale o prostą matematykę: pobór przedstawicielek płci pięknej do armii zwiększa jej liczebność, co ma zasadnicze znaczenie dla utrzymania przewagi nad siłami zbrojnymi państw arabskich. Duży wpływ na kształt wojska ma także fakt, że Izrael jest państwem służącym interesom wyłącznie żydowskiej populacji, i to nie tylko tego kraju, ale także całego świata. Ma to podwójny efekt: członkowie mniejszości arabskiej żyjącej w tym państwie, pomimo posiadania obywatelstwa i praw politycznych, nie służą w armii (nie należy jednak doszukiwać się tu żadnych dążeń do etnicznej czystości – fakt ten jest raczej spowodowany poniekąd zasadną obawą przed zdradą na polu walki), natomiast może do niej wstąpić każdy Żyd, oczywiście w odpowiednim przedziale wiekowym, mieszkający w dowolnym zakątku świata.

W imię Izraela przemocy używają również osadnicy, którzy tworzą własne, wyposażone głównie w broń ręczną milicje, a także bardzo nieliczne organizacje terrorystyczne, z których bez wątpienia najbardziej znaną jest „Kach”.

W porównaniu z żydowskim aparatem przymusu siły palestyńskie są kilkukrotnie mniej liczne i nieporównywalnie gorzej uzbrojone. Jednak największym źródłem ich słabości jest to, że pozostają głęboko podzielone. Najważniejszymi aktorami są Palestyńskie Siły Bezpieczeństwa utworzone w wyniku porozumienia z 1993 roku oraz ugrupowania terrorystyczne, zarówno będące przybudówkami partii politycznych, np. dominującego Al-Fatahu, czy mającego charakter islamski Hamasu, jak i funkcjonujące niezależnie np. działający z terytorium Libanu Hezbollah (Partia Boga), Palestyński Islamski Dżihad, Ludowy Front Wyzwolenia Palestyny. Oczywiście oprócz nich istnieje wiele innych organizacji podejmujących lub wspierających walkę w najprzeróżniejszych formach.

Palestyńskie Siły Bezpieczeństwa, będące oddziałami policyjnymi, powstały w 1993 roku, by zapewniać porządek na terytoriach Autonomii Palestyńskiej, z których wycofają się wojska izraelskie, co oznacza, że mają m.in. za zadanie zwalczać ugrupowania prowadzące działalność terrorystyczną. Faktycznie czyniły to bardzo niechętnie, a po wybuchu Drugiej Intifady przynajmniej niektórzy oficerowie podjęli z nimi potajemną współpracę dostarczając broń, środki finansowe a nawet pomagając planować i koordynować zamachy. Powstanie spowodowało też, że policjanci podjęli otwartą walkę przeciwko armii izraelskiej, wielokrotnie biorąc udział w walkach na ulicach miast w Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu.

Chyba w każdym doniesieniu prasowym z Palestyny pada słowo „terroryzm”. Ta forma walki była stosowana na Bliskim Wschodzie od zawsze i już nie budzi tam takich emocji jak w krajach zachodnich, a szczególnie Stanach Zjednoczonych. Jej odmianą, która w ostatnim czasie znacznie zyskała na popularności są działania zamachowców-samobójców, nie tylko mężczyzn, ale także i kobiet.

Scenariusz jest zawsze podobny. Szkolenie bojowe i ideologiczne przyszłego shaheeda (męczennika), zamach w miejscu uczęszczanym przez Żydów, odwet armii izraelskiej (najazdy na palestyńskie miasteczka, strzelaniny, wyburzanie domów samobójcy i jego rodziny, choć tak naprawdę zazwyczaj niszczone jest kilkadziesiąt zupełnie przypadkowych budynków, aresztowania) i wreszcie plakaty. Bo rodzina zamachowca z dumą rozwiesza plakaty z jego podobizną. Jest w tym coś ze stawiania pomnika. Pomnika, na który ich nie stać i który nie ostałby się nawet kilku godzin, gdyby Izraelczycy się o nim dowiedzieli. Dla Europejczyków wszystko to brzmi przerażająco, a przecież jeszcze 60 lat temu oddziały samobójcze nieobce były także naszemu kręgowi kulturowemu. Ale sytuacja się zmieniła, a to właśnie ona narzuca formę walki. W Palestynie sytuacja jest naprawdę dramatyczna...

Nie można także zapomnieć o palestyńskich dzieciach. Dzieciach, które rzucają kamieniami na ulicach. Które wbrew własnym marzeniom nie są bojownikami, ale tragicznymi ofiarami tego konfliktu. Których śmierć, bezwzględnie wykorzystywana przez palestyńską propagandę, będzie podsycała wzajemną nienawiść pomiędzy oboma narodami przez wiele pokoleń.


To nie mur, to płot


  Trudno jest wygrać z terroryzmem, gdy nie ma się zamiaru usunąć jego przyczyn. Izrael mimo wszystko próbuje. Ponieważ brutalne akcje represyjne nie dały spodziewanych rezultatów, rozpoczęto budowę muru, który ma biec wokół terytorium Zachodniego Brzegu. Oczywiście w przybliżeniu, bo miejscami bardzo głęboko wrzyna się w nie, by ochronić główne skupiska osiedli osadników żydowskich. Jego celem jest zapobieżenie przedostawaniu się zamachowców palestyńskich na terytorium Izraela.

Na internetowych stronach Ministerstwa Spraw Zagranicznych Izraela możemy obejrzeć krótki film propagandowy pod dość oryginalnym tytułem: Prawo do życia. Płot przeciwko terrorowi. Rozpoczyna się on przygnębiającym pokazem zdjęć ofiar ataków, po czym twórcy filmu ukazują nam sprawców: widoczny jest przemarsz zamaskowanych osobników, do czego został domontowany kadr z „głównym terrorystą” Jaserem Arafatem. Słychać okrzyki: „miliony shaheedów maszerują na Jerozolimę!” Zasadniczą częścią filmu są jednak odpowiedzi na wątpliwości, co do moralnych podstaw stawiania muru. I faktycznie autorzy znajdują ich wiele. Trzy z nich mają największe znaczenie.

Historyczne skojarzenia są bardzo silne, ale argumenty padające w filmie udowadniają nam, że powstająca bariera ma zupełnie inne przeznaczenie niż... mur berliński. Jest to dość dziwne stwierdzenie, gdy weźmiemy pod uwagę, że powstaje ona w przybliżeniu na granicach etnicznych, a to przywodzi na myśl zupełnie inny mur... Niemniej jednak, aby jeszcze bardziej odwieść nas od takich skojarzeń, reżyserzy serwują nam wielki, zapełniający cały ekran napis: „To nie mur, to płot”, argumentując jednocześnie, że przecież do jego budowy użyto siatki, a tylko niewielka jego część ma charakter betonowy. Czy to z czego jest zrobiony ma naprawdę jakiekolwiek znaczenie?

Tworzenie nowych granic jest kolejnym zaciekle odpieranym argumentem. Jest on o tyle ważki, że „płot” nie przebiega wzdłuż tzw. „zielonej linii” będącej granicą sprzed 1967 roku. lecz w wielu miejscach znacznie zachodzi na stronę palestyńską. Autorzy tak to tłumaczą: „ten płot służy bezpieczeństwu, więc musi przebiegać wzdłuż linii, która zapewnia bezpieczeństwo”. Ponadto twierdzą, że mur jest przenośny i można go swobodnie przesuwać z miejsca na miejsce. Jednak biorąc pod uwagę uczulenie Izraela na punkcie bezpieczeństwa, trudno sobie wyobrażać, by mógł się z tej linii bez oporów wycofać. Jak to powiedział jeden z żołnierzy tego kraju: „mur bezpieczeństwa będzie nową zieloną linią”.

Znaczne utrudnienie życia rolnikom, których ziemia została rozdzielona murem to kolejny zarzut. Film edukuje nas, że planowane jest zbudowanie 41 bram dla rolników, by mogli uprawiać swoją ziemię, która pozostała po drugiej stronie płotu. Mogłoby wydawać się to dość dużą ilością, ale przecież bariera ma liczyć 730 km, więc przejścia będą się znajdowały średnio co 18 km. Film przemilczał też fakt, że owe przejścia są otwierane tylko 3 razy dziennie, a żeby je przekroczyć, trzeba mieć specjalne pozwolenie na pracę po izraelskiej stronie, na które właściwie nie mają szans osoby pomiędzy 15 a 50 rokiem życia.

Czy płot faktycznie okaże się przełomowym rozwiązaniem, poprzez uniemożliwienie Palestyńczykom walki? Jeśli tak, to czy ten fakt zmniejszy izraelskie represje wobec nich, czy też wręcz przeciwnie? Czy okaże się pożyteczny, czy szkodliwy dla osiągnięcia pokoju? Trudno jest być prorokiem w sprawach bliskowschodnich., gdyż nic oprócz nienawiści nie jest tam trwałe. Najprawdopodobniej jednak płot nie da początku nowej erze we wzajemnych stosunkach izraelsko-palestyńskich, tak jak zapewne, wbrew marzeniom niektórych polityków, nie rozpocznie jej niedawna śmierć Arafata.


Grób Arafata


  Odszedł.

Bohaterski morderca. Prawdomówny kłamca. Ojciec dzieciobójca. Główny terrorysta, który wywalczył Pokojową Nagrodę Nobla. Opinie o Abu Ammarze były, są i będą podzielone. A podział ten, nieco uogólniając, przebiega na granicach narodowości. Wśród Palestyńczyków cieszył się równie dużym uwielbieniem, jak wśród Żydów nienawiścią. Dla tych pierwszych był najważniejszą zaporą przed unicestwieniem ich narodu, dla drugich - największą przeszkodą na drodze do pokoju. Jedni twierdzą, że jego bohaterska działalność została przedwcześnie zakończona żydowską trucizną, inni, że żył i tak za długo. Jedynym bezsprzecznym faktem jest to, że nie żyje. I to, że pomimo jego odejścia droga do niepodległej Palestyny jest jeszcze bardzo daleka.



Khan Junis, Strefa Gazy. Dziewczynka pod portretami zamachowców samobójców.




*




zdjęcia powstały w ramach służbowego wyjazdu dla dziennika -rzeczpospolita-

ZIMA 2004  str. 1


publicystyka strona główna

wędrowiec © dziennikarze wędrowni