zima'04
str. 1



publicystyka  strona główna


Wyprzedzając rzeczywistość

jean-christophe rufin


Literatura o przyszłości, zwana popularnie science-fiction, jest wprawdzie mało naukowa, ale jednak pouczająca. Funkcjonuje ona bowiem zarówno jako parabola do rzeczywistości jak również jako spekulatywne zastanowienie się nad zalążkiem przyszłości, jaki skrywają w sobie rzeczywiste zjawiska.


Opisywać co jest, czy pisać co nadchodzi? Obmacywać powierzchnię wydarzeń, obrysowywać ich zewnętrzną powłokę czy przeciwnie: rozbijać ich skorupę i wydobywać pestkę, ziarno przyszłości? Ten prastary dylemat znamionuje przeciwieństwo między pracą politologów a mniej przejrzystą, lecz nader owocną pracą wszystkich tych - powieściopisarzy, filmowców, twórców komiksów - którzy odważnie zwracają się ku czasom przyszłym. Pretensję do metodycznej ścisłości i w jej następstwie także do wiarygodności mogą naturalnie zgłaszać dla siebie tylko naukowi obserwatorzy polityki i historii. Jednakże ogólnie rzecz biorąc oficjalne nauki polityczne jawią się jako dość bezkrytyczne wobec siebie oraz wyniosłe, gdy każdego, kto korzysta z własnej wyobraźni, wrzucają do szufladki "dziennikarstwa" (lekka obraza) albo zsyłają do orkusowej krainy "literatury" (najgorsza obraza). Szanowni profesorowie natomiast redagują swoje rozprawy o tym, co jest.

Nie zauważają, że przeprowadzając podobną obdukcję odbierają rzeczywistości wszelką żywotność. Zimne szczątki, jakie przed nami wykładają, są martwym mięsem, a nie mięsem i krwią o niezrównanym przymiocie żywego, będącego ruchem, przemianą, rozwojem. W codziennym biegu zdarzeń i ich dokumentacji niedostatek ten nie ujawnia się zbyt silnie. Jednak wystarczy, że nastąpi jakiś większy przełom - jak np. na ziemi europejskiej zawalenie się sowieckiego komunizmu lub pierwsze armatnie strzały na Dubrownik, albo zamachy z 11 września, i już staje oto polityczna "nauka" przed nami obnażona. Gorzej, zaczynamy rozumieć, że jej opierające się rzekomo na logice i rozsądku prawdy są kłamstwami lub złudzeniami. Przypomnijmy sobie naukowe komentarze o wiecznie trwającej Zimnej Wojnie, o wywodach na temat końca demokracji, itd.



r
y
c
i
n
a

*

z
u
z
a
n
n
a

m
o
r
a
w
i
e
c
k
a


Aleksander Sołżenicyn oświadczył w swym "przemówieniu sztokholmskim"1, że żył w rządzonym przez rozsądek i naukę świecie, w którym mimo to wszystkie przemówienia były błędne. Prawda była powszechną widzialną formą kłamstwa. W ten sposób Sołżenicyn starał się wyjaśnić, dlaczego zdecydował się na formę powieściową. Fikcja, która otwarcie prezentuje się jako kłamstwo, jest analogicznie formą prawdy. Prawdę tę rozpoznać można jednak nie po jej formie, lecz po "tonie", który ludzkie ucho jak najbardziej potrafi odebrać . Powieść "brzmi" prawdziwie - albo też nie - i prowadzi, jeśli tak jest, do głębszego zrozumienia okoliczności i ludzkiego postępowania.

Z takiego punktu widzenia problem przedstawia się już inaczej, nie każda bowiem literatura sonduje te same wymiary rzeczywistości. Wiele współczesnych fikcyjnych prac to dzieła minimalistyczne i nawiązujące do przeżyć wewnętrznych. W ekstremalnym przypadku rozwija się tym sposobem literaturę subiektywnego momentu, której nadaje się miano autofikcji. Jest ona wartościowym świadectwem naszego sposobu życia, myślenia, odczuwania, kochania, ale brak jej - celowo - obszerności i pełni opisu sfery społecznej i politycznej. Jeśli szukamy literatury fikcji badającej te właśnie obszary rzeczywistości, musimy zwrócić się ku literaturze określonego gatunku, takiej jak: kryminalna, podróżnicza, powieść historyczna, szpiegowska i naturalnie science-fiction.

Straszliwe słowo padło i natychmiast podnosi się wielki krzyk: Co? Science-fiction? To miałoby nam służyć jako instrument do badania rzeczywistości? Latające talerze - śmiechu warte! Zielone ludziki, maszyny do podróży w czasie, dlaczego nie zaraz królewna Śnieżka albo Harry Potter!

Z pewnością. Taka krytyka, jakkolwiek powierzchowna, jest uzasadniona. Dobre imię literatury science-fiction cierpi z powodu wrzucania do tego samego worka książek o różnej jakości. Eksperci nie są zgodni co do ich klasyfikacji, a ponieważ ja nim nie jestem, chętnie trzymam się pewnego medycznego porównania: w nawiązaniu do określeń "stanów urojenia" w starej psychiatrii (w końcu chodzi tu o stany spoza rzeczywistości) można też science-fiction podzielić na zespoły: schizofreniczny, parafreniczny i paranoidalny.

Do obszaru schizofrenicznego przynależałoby wszystko co fantastyczne i cudowne. Parafrenia, w której istnieją obok siebie zarówno funkcjonujące obszary rzeczywistości jak i najczęściej rozszerzone elementy czysto imaginacyjne, odpowiadałaby gatunkowi fantasy oraz jego bardzo owocnemu - i lekko podszytemu śmiesznością - podgatunkowi heroic fantasy (Gwiezdne Wojny, Star Trek i wszystkie rodzaje Space Opers). W paranoi wreszcie przećwiczeniu ulega lekkie przesunięcie rzeczywistości wraz z wszelkimi wynikającymi z tego konsekwencjami. Technika ta polega na wymyślaniu światów podobnych naszemu, w których codzienność jest niemal jak u nas, lecz zmieniły się pewne parametry, co ma niezmierne, ale nie zawsze od razu dostrzegalne skutki.

Hipotetyczne przesunięcia mogą dotyczyć przeszłości (jest to obszar uchronii2 - osobiście upodobałem sobie niedocenionego we Francji pisarza: Orsona Scotta Carda3) albo bardziej lub mniej odległej przyszłości. Liczba majstersztyków jest w tym gatunku bardzo wielka i sięga od "Podróży Guliwera" po "Nowy Wspaniały Świat", od "Fahrenheit 451" po "Raport Mniejszości"4.

Szczególne miejsce zajmuje "Rok 1984"5 Orwella. Chodzi tam bowiem o polityczną formę paranoidalnej fikcji. Jak zawsze, gdy rzecz dotyczy przedmiotu wielowarstwowego, płodnego, istnieje wiele możliwości jego interpretacji. Adaptacja filmowa (która, jak dziś wiadomo, powstała pod nadzorem CIA)6 bardzo zredukowała dzieło Orwella. A przecież istotą nadzwyczajnej obfitości orwellowskiej fikcji jest właśnie jej literacka wolność. Nie jest to po prostu transpozycja stalinowskiego świata w literaturę, lecz totalitarne mechanizmy, które opisuje, są przekładalne na wiele stosunków społecznych, nie wyłączając naszych, tak pewnych swego zwycięstwa - demokracji.

Z wnętrza osobliwego europejskiego kompleksu zwykliśmy polityczną science-fiction uważać za specjalność świata anglosaskiego, w szczególności Północnej Ameryki. I rzeczywiście, w Stanach Zjednoczonych powstało całe mnóstwo tego rodzaju literatury, często bez artystycznych ambicji, ale skutecznej i popularnej. Do tej grupy zaliczyć można powieści szpiegowskie, zwłaszcza na temat szpiegostwa technologicznego takich autorów jak Tom Clancy, Robert Ludlum, Robin Cook itd. Po 11 września można było stwierdzić, że ci uznawani za mało poważnych powieściopisarze jako pierwsi postawili zdumiewające hipotezy, które później potwierdziła sama rzeczywistość. Chociażby w powieści "Dekret" Tom Clancy już w roku 1996, a więc na pięć lat przed 11 września, pozwolił rozbić się nad Kapitolem Boeingowi 747. Wraz z prezydentem, jak podaje scenariusz, zginęli wszyscy przedstawiciele rządu USA, i tylko pozostały przy życiu wiceprezydent Jack Ryan walczy samotnie i zawzięcie przeciw szatańskiemu ajatollahowi Daryaei, który planuje zgładzenie mieszkańców wielkich amerykańskich miast akurat poprzez atak wirusowy.

Błędem byłoby jednak przypisywanie anglosaskiej literaturze monopolu w tym gatunku. W XX w. udzielali się na tym polu także Europejczycy z kontynentu. Wśród Francuzów m. in. Boris Vian (Piana Dni), Robert Merle (L'île, Malevil) i, nie zapominajmy, "Korzenie Nieba" Romaina Gary7, który tej - nader proroczej - książce sam nadał miano pierwszej powieści ekologicznej.

Francuska science-fiction przechodziła w latach 1970-1980 okres posuchy, który cechuje mało udana próba stworzenia science-fiction ściśle politycznego. Obecnie opuszcza ona swoje getto. Jako przykład dobrze służy tutaj rozwój takiego autora jak Pierre Bordage. Bordage wyrósł z czystej, twardej science-fiction, gdzie wykazał się wielkimi klasycznymi sagami (fantasy). Od kilku lat porusza się on po literackiej niwie z takimi książkami jak "L'Evangile du serpent" (ewangelia węża) i "L'Ange de l'abime" (anioł przepaści). W trakcie dyskusji, jakie między sobą prowadziliśmy, przyszła mi do głowy myśl, aby pójść drogą odwrotną. I tym sposobem napisałem książkę "Globalia".

Jeśli porównać "L'Ange de l'abime" z "Globalia", da się ustalić, co nas dzieli i co składa się na wielką płodność tej literackiej metody. Aby opisać przyszłą Europę Bordage absolutnie skrajnie przedstawił społeczny i polityczny rozpad, którego kształtujące się formy można przeczuć już dzisiaj. Dochodzi do dramatycznej zgodności fanatycznych ekstremistów: dżihad po jednej stronie, archanioł Michał po drugiej. W ten sposób Bordage przybliża się do Johna le Carre, który w książce "Przyjaźń Absolutna" ukazuje konwergencję interesów terrorystów i ekstremistycznej prawicy w USA, która uzasadnia swą władzę interesami wewnętrznego bezpieczeństwa.

W "Globalia" wyszedłem od tego samego stwierdzenia, stworzyłem jednak odwrotną hipotezę. Wyobraziłem sobie, że społeczna zgodność nie zaistnieje w formie zaostrzenia ideologii, lecz przeciwnie, poprzez odideologizowanie społeczeństwa. Świat w "Globalia" jest światem "miękkiej ideologii". Każdy ma prawo tylko do minimum "zestandaryzowanych kulturowych punktów odniesienia"; historia jest kontrolowana i zostaje zredukowana do elementów folklorystycznych jak np. Asterix-Park - system konsumpcji rośnie w wyniku niedbałego kompromisu, w którym prawa człowieka zostały rozszerzone aż do absurdu, zaś polityczną poprawność doprowadzono do ostatecznej skrajności. W "Globalia" prawo do długiego życia sprawiło, że społeczeństwo osiągnęło podeszły wiek - i było jednocześnie młode; szklane ściany zapewniają łagodne ciepło i ochraniają powszechny dobrobyt. Zagrożenia są wszechobecne; przychodzą z zewnątrz, z "No-Zones", jutrzejszego Trzeciego Świata (włącznie z podmiejskimi gettami itd.).

W obu sposobach opisu odbijają się dwie możliwości zmiany, które możliwe są do pomyślenia w trakcie wyobrażania sobie przyszłości. Albo zwycięży we wnętrzu nieporządek, a w powstałym chaosie zaczną rozrastać się ekstremalne ideologie, albo nieporządek zostanie wypchnięty na zewnątrz, a wewnętrzne demokracje przyjmą formę łagodnych dyktatur, wyzutych z wszelkiej formy radykalnego politycznego wyrazu.

To jasne, że żadnej z tych dwóch hipotez nie da się przypisać prawomocności i nie można też twierdzić, że nie dałoby się postawić jeszcze innych. Wielka korzyść takiej literackiej przygody zawiera się jednakże w tym, że można zmierzyć się z największym społeczno-politycznym problemem nadchodzących lat: jakież to społeczeństwo obdarzy nas światową liberalną demokracją, która odniosła zwycięstwo po zburzeniu murów? Jak można sobie wyobrażać tę nową formę totalitaryzmu, którą widzimy nadciągającą, skoro pozornie wolność uznawana jest za najwyższe dobro? Orwell mógłby dać nam kilka wskazówek, ale to decydujące, ów impuls, który skłonił go w roku 1948 do napisania "Rok 1984", musimy od nowa sami ustanowić. Kto ma rację, Bordage czy ktoś inny, tego nikt nie wie. Podczas czytania każdy sam wyczuje, co dla niego brzmi prawdziwie. Pewne jest tylko jedno: obserwatorzy, którzy siedzą w wysokich wieżach własnej wyobraźni i przeszukują horyzonty przyszłych czasów - to są ci pozornie mało poważni ludzie, kłamcy, fabularyzatorzy, kuglarze, krótko: autorzy powieści utopijnych.




*




przekład na podstawie niemieckiego wydania -le monde diplomatique/taz-, wrzesień 2004: dziennikarze wędrowni (kumaszyński)

ZIMA 2004  str. 1





PRZYPISY



   1 Nie wygłoszone przemówienie z okazji przyznania Nagrody Nobla za rok 1970 / Aleksander Sołżenicyn / Literatura na Świecie. - 1994, nr 9, s. 308-324 oraz noblisci.bnet.pl


   2 Allohistoria, parahistoria, historia alternatywna, wirtualna, kontrafaktyczna albo uchronia (łacińskie sztuczne słowo złożone z chronos = czas i ou = żaden, w sensie literackim i filozoficznym) jest nowym nurtem w naukach historycznych, który w ostatnim czasie cieszy się coraz większym uznaniem. Rzecz polega na zastanowieniu się nad tym, w jaki sposób mogły rozwinąć się poszczególne fragmenty historii, jeśli określone warunki zostałyby zastąpione innymi. Typowymi przykładami są pytania w rodzaju: «co by się wydarzyło, gdyby Bismarck nie zjednoczył Niemiec?», «jakie następstwa miałoby wygranie przez Hitlera II Wojny Światowej» czy też «jak potoczyłaby się historia, gdyby Aleksander Wielki żył dłużej?». Chodzi więc o konstruowanie scenariuszy alternatywnych. Generalnie rzecz biorąc: w im dalszej przeszłości jakieś zdarzenie miało miejsce, tym bardziej hipotetyczne są wypowiedzi odnoszące się do jego skutków.
Wirtualna historia jest jednak czymś więcej niż tylko grą myśli. Może ona być więc na przykład pożytecznym instrumentem służącym lepszemu zrozumieniu podłoża konkretnych historycznych wydarzeń. Niektórzy historycy (jak np. Arnold J. Toynbee albo Alexander Demand) dokonali podobnych opracowań. Ogólnie wiadomo, że prawie żaden historyk nie postrzega historii jako nieodwołalnego biegu zdarzeń (jak jeszcze Karol Marx), lecz jako ogromną liczbę przeróżnych możliwości, których ewentualny rozwój należy wziąć pod uwagę.
Ponadto wirtulana historia jako uchronia i scenariusze światów alternatywnych wykorzystywane są w literaturze (science-fiction). Znanymi przykładami są Bring the Jubilee, Warda Bringa czy też Great War, Harry'ego Turtledovesa. (przypis w tłumaczeniu własnym na podstawie: www.wikipedia.de)


   3 por. zwłaszcza cykl "Ender Wiggins Saga" (Tor Books) 1992-2003


   4 Jonathan Swift, "Podróże Guliwera" (1726); Aldoux Huxley, "Nowy Wspaniały Świat" (1932); Ray Bradbury, "Fahrenheit 451" (1953); Philip K. Dick, "Raport Mniejszości" (1956)


   5 George Orwell, "1984" (1948)


   6 por. Frances Stonor Saunders, Who Paid the Piper... The CIA and the Cultural Cold War, Granta Books Londyn 2000.


   7 Trzy powieści / Boris Vian ; w przekł. [z fr.] Marka Puszczewicza. - Warszawa : "Liber", 2000. - 418, [2] s. ; 21 cm. - Tyt. oryg.: "L'Ecume des jours ; [...]". - Piana dni ; Czerwona trawa ; Wyrywacz serc. - ISBN 83-7206-038-X, Sygnatury : II 155837/II

Romain Gary, Korzenie Nieba, PIW 1967, Seria KIK.


ZIMA 2004  str. 1


publicystyka strona główna

wędrowiec © dziennikarze wędrowni