|
Nocny spacer
anna dorota morawiecka
- Kiedy umrę, zobaczę podszewkę świata.
Drugą stronę, za ptakiem, górą i zachodem słońca.
Wzywające odczytania prawdziwe znaczenie.
Co nie zgadzało się, będzie się zgadzało.
Co było niepojęte, będzie pojęte.
- A jeżeli nie ma podszewki świata?
Jeżeli drozd na gałęzi nie jest wcale znakiem
Tylko drozdem na gałęzi, jeżeli dzień i noc
Następują po sobie nie dbając o sens
I nie ma nic na ziemi, prócz tej ziemi?
Gdyby tak było, to jednak zostanie
Słowo raz obudzone przez nietrwałe usta,
Które biegnie i biegnie, poseł niestrudzony,
Na międzygwiezdne pola, w kołowrót galaktyk
I protestuje, woła, krzyczy.
czesław miłosz, 1991 |
Jeśli ta myśl, która narodziła się parę dni temu, jest prawdziwa, byłoby lżej umierać.
Nie możesz tego pamiętać. Niosłeś mnie "na barana", a ja kurczowo chwytałam się twojej głowy próbując zachować równowagę. Nie zdawałam sobie sprawy z
tego, że rękami zasłaniam ci oczy.
Być może był to pierwszy wieczór w moim życiu spędzony pod gołym, rozgwieżdżonym niebem. Zazwyczaj o tej porze już spałam.
Po prawej stronie mijaliśmy kościół św. Anny, a po lewej niskie, parafialne zabudowania. Ponad czarnymi sylwetkami dachów sunął księżyc. Kiedy zwalniałeś, on
zwalniał razem z nami; kiedy przyspieszałeś kroku, księżyc również przyspieszał.
Tłumaczyłeś mi, dlaczego tak się dzieje, ale twoje słowa wówczas wydawały mi się niezwiązane z tematem. "Księżyc patrzy w oczy jednocześnie wszystkim
wilkom: i tym, które biegną, i tym, które stoją." Specjalnie powiedziałeś o wilkach - żebym przestała pytać. Musiało minąć prawie pół wieku, żebym zrozumiała za
czym tęsknią wilki. Czy to mi chciałeś powiedzieć?
Dawno już ciebie nie ma na świecie, a księżyc dalej za mną chodzi.
Podejrzewam, że wszystkie zdarzenia mają w gruncie rzeczy głębszą przyczynę - niezrozumiałą z perspektywy chwili.
Księżyc patrzył prosto w oczy jednocześnie tobie i mnie i całemu stadu wilków w odległych Bieszczadach. Drogi, po których wędrują promienie słońca, mają
wymiar uniwersalny. Odległości ziemskie w tym wymiarze są tak znikome, że nie mieszczą się w żadnej skali.
Dla księżyca nie ruszamy się z miejsca. Nie dzieli nas żadna przestrzeń, bo nasze oczy z tamtej odległości zlewają się w jedną wielką źrenicę.
Mój pierwszy w życiu nocny spacer był jednocześnie twoim i wszystkich tych, którzy patrzyli wtedy prosto w tarczę księżyca.
Pamiętam portret pięknej damy wiszący na ścianie w jadalnym pokoju. Jej błękitne oczy wciąż mnie obserwowały. Wydawało mi się, że śledzą moje kroki z
lekkim rozczarowaniem. Próbowałam się ukryć przed tym spojrzeniem pod stołem, za piecem kaflowym, za firanką - wszystko nadaremnie. Dama patrzyła na
mnie spokojnie, bardzo poważnie, jakoś tak, jak nikt nigdy na mnie nie patrzył. Tak patrzy się tylko w lustro.
Przypomniałam sobie o tym po latach stojąc za sztalugą. To było takie jasne i oczywiste. Jestem tym, kto maluje i nikim więcej. Patrzę tylko po to, aby
namalować. To, na co patrzę, jest po to, aby zostało namalowanym. Przybliżam się do obserwowanej rzeczywistości i jednocześnie oddalam od siebie jak
księżyc od ziemi. Cała moja codzienność, podobnie jak chropowata powierzchnia księżyca, z tej odległości wygładza się i jak srebrne lustro odbija promienie
słońca. Mój obraz będzie wpatrywał się w każdego, kto zechce spojrzeć mu w oczy. Tak jak księżyc patrzy jednocześnie na wszystkie wilki i na dachy domów w
parafii św. Anny.
A może to nie ja się oddalam, ale mój obraz. Autoportret przestaje należeć do mnie, bo między mną a innymi z perspektywy księżyca nie ma żadnej odległości.
Pomiędzy mną a tobą nie ma żadnej różnicy. Patrzysz przez moją źrenicę na księżyc. Nie ma śmierci.
Ja będę stać w oknie pociągu i dziwić się, że wciąż idzie za mną księżyc, a ty i całe stado wilków będziecie razem ze mną stanowić jedną źrenicę.
Jesteśmy elementami jednego zbioru, wątkami jednej tkaniny, komórkami jednego organizmu.
Wiedzą o tym obrazy, które tworzymy. Pełnią rolę sztucznych satelitów, które rejestrują i przesyłają obraz planety z bardzo dużej odległości. Stamtąd wszystko
wygląda inaczej.
Granice pomiędzy narodzinami i śmiercią zacierają się.
Drozd nie jest tylko drozdem, ale znakiem.
Żeby dostrzec tajemnicze runy, trzeba podejść bardzo blisko i zajrzeć drozdowi prosto w oczy.
To jeszcze nie koniec.
Nie wolno pozwolić mu odfrunąć z naszej pamięci.
Obraz drozda musi stać się krzykiem, słowem, dźwiękiem, który powróci z kosmicznej odległości w postaci gwiazdy rozświetlającej nocne niebo.
|