archiwum

zima'03/04
str. 1   str. 2



reportaże  strona główna



Przypadek w restauracji

władimir wysocki


W restauracji, tu i tam:
"Trzy niedźwiedzie, "Martwy witeź",
ozdobniki czterech ścian.
A za stołem tkwi samotnie
nasz kapitan.
- Wolne może? - zapytałem.
- Proszę usiąść.
...Zapal pan.
- "Kazbek"? Palę, lecz nie to.
- Nic tam. Wypij. Dawaj szkło.
...Wódkę niosą. Pij! Obowiązkowo.
Zdrowy bądź!
- A będę! Daję słowo.

- Tak i cóż... Daj pyska! -
Rzekł kapitan odrobinę zgięty. -
Wódkę pijesz ślicznie,
bez zbędnej zachęty. Jednak...
Widział żeś ty tank? Kaemkę z bliska?
A dotknąłeś frontu? Ja w czterdziestym trzecim...
Kursk, jako się rzekło...
Ja starszym sierżantem, za plecami piekło...
Walczyłem, byś spokojnie pił.
Byś żył... Jako się rzekło.

Klął i pił, o ojca pytał,
krzyczał, pluł w talerze:
Pół życia, krew dla ciebie, gadzie!
Ty życie przepuszczasz. Fuj, paskuda.
Na front by cię, w zasadzie...
Pukawę w łapy. Posłać w bój.
Zobaczyłbyś cuda. A ty wódę trzaskasz.
Piję z tobą, palantem. Ja, co pod Kurskiem
W okopie... Ja, co starszym sierżantem...

On coraz bardziej wcięty
Ja za nim. Deptałem mu pięty.
Siedziałem za stołem, jak wtedy w okopie.
Szklanka, obrazy, kieliszek i nóż...
On bluzgał, niesiony pijackim honorem,
Ja w końcu odrzekłem:
No cóż!
Kapitanie!
Nie będziesz ty nigdy majorem!




*




z rosyjskiego: dziennikarze wędrowni (morawiecki)

ZIMA 03/04  str. 1   str. 2


reportaże  strona główna

wędrowiec © dziennikarze wędrowni