archiwum

wiosna'04
str. 1



publicystyka  strona główna



Kontrola jest lepsza

ignacio ramonet


  Przez długi czas obywatele, przynajmniej w społeczeństwach demokratycznych, mogli w swej walce przeciw nadużyciom władzy zdać się na prasę i inne środki przekazu. Tego bowiem, że tradycyjny trójpodział władzy - legislatywa, egzekutywa i judykatura - też nieraz zawodzi, myli się i może robić błędy, nie da się uniknąć. A już z całą pewnością nie w obrębie autorytarnych albo dyktatorskich reżymów, gdzie władza państwowa systematycznie łamie prawa człowieka i udaremnia korzystanie z wolności.

  Lecz przecież także w krajach demokratycznych ujawniają się nieraz braki, chociaż prawo jest tutaj ustalane demokratycznie, rząd jest rezultatem powszechnych wyborów a judykatura nie jest zobowiązana, przynajmniej teoretycznie, do wykonywania poleceń egzekutywy.

  A jednak może się wszak zdarzyć, że wymiar sprawiedliwości wyda wyrok na niewinnego, albo że parlament ustali prawo, które dyskryminuje jakieś mniejszościowe grupy społeczne (pomyślmy tutaj o stuletniej segregacji, jaką dotknięci byli w Stanach Zjednoczonych czarni obywatele, albo o dyskryminacji muzułmanów po powołaniu do życia "USA Patriot Act"). Rząd może też prowadzić politykę, która ma fatalne wpływ na większe części społeczeństwa (choćby wprowadzane obecnie w niektórych krajach EU ustawy dotyczące uciekinierów gospodarczych i osób proszących o azyl polityczny).

  Najszlachetniejszym obowiązkiem dziennikarzy i ludzi mediów jest napiętnowanie podobnych przypadków pogwałcenia prawa. Za jego spełnianie musieli oni wielokrotnie drogo płacić, stawali się ofiarami zamachów, zasilali listy "zaginionych", byli mordowani - co jeszcze i dziś zdarza się w wielu krajach m. in. w Kolumbii, Gwatemali, Pakistanie, Turcji i na Filipinach.

  Dlatego też prasa uznawana była przez długi czas za "czwartą władzę". Dzięki tej "czwartej władzy", która bazowała na obywatelskim duchu środków masowego przekazu i na cywilnej odwadze dziennikarzy, obywatele mieli w przeszłości możliwość krytykowania niesprawiedliwych decyzji, odrzucania zarządzeń niezgodnych z prawem i zwalczania demokratycznymi środkami przestępczych działań, którymi dotknięte były niewinne osoby. Krótko mówiąc: prasa uważana była za głos tych, którzy sami głosu nie posiadali.

  Jednakże od czasu, gdy neoliberalna globalizacja rozpoczęła swój zwycięski marsz, "czwarta władza" zaczęła jako siła zapobiegawcza coraz bardziej tracić na znaczeniu. Jest to diagnoza szokująca, której jednak nie da się obejść, jeśli weźmie się pod lupę sposób funkcjonowania procesu globalizacji i idącego z nim w parze kapitalizmu spekulacyjnego. Ogólną cechą tego procesu jest konfrontacja rynku i państwa, gospodarki prywatnej i sektora publicznego, pojedynczej osoby i społeczeństwa; prywatnego i publicznego, egoizmu i solidarności.

  Prawdziwa władza znajduje się teraz w rękach działających w wymiarze światowym grup przedsiębiorstw i globalnie operujących koncernów, których ciężar gospodarczy przekracza produkt krajowy brutto niejednego państwa. Rezultatem wpasowania się środków przekazu w te geo-ekonomiczne ramy była zasadnicza przebudowa ich branżowej struktury.

  Radio, telewizja, prasa czy internet - wszystkie rodzaje środków masowej komunikacji znajdują się dzisiaj pod wspólnym dachem - rozrastających się dzięki wprowadzaniu na rynki coraz to nowych produktów - grup medialnych, które słusznie określają siebie jako "Global Player". Takie koncerny jak News Corps, Viacom, AOL Time Warner, General Electric, Microsoft, Bertelsman, United Global Com, Disney, Telefonica, RTL-Gruppe i France Telecom wykorzystują obecne przemiany technologiczne w celu własnej ekspansji. "Cyfrowa rewolucja" zmiotła tradycyjne bariery pomiędzy dźwiękiem, tekstem i obrazem. Wraz ze wzrostem znaczenia internetu powstały w obrębie środków przekazu szeroko specjalizowane grupy przedsiębiorstw, które we własnej reżyserii łączą ze sobą nie tylko klasyczne media, lecz wszystko, co w jakikolwiek sposób ma związek z masową kulturą, komunikacją i informacją.

  Jeszcze nie tak dawno temu masowa kultura, komunikacja i informacja były trzema oddzielnymi dziedzinami: komercjalna kultura masowa była odpowiedzialna za przynoszącą zyski publiczną rozrywkę, komunikacja w sensie reklamy, marketingu i upubliczniania miała za zadanie płynny zbyt produktów rzucanych na rynek, zaś sektor informacyjny ze swymi agencjami, wiadomościami radiowymi i telewizyjnymi, gazetami i periodykami utrzymywał opinię publiczną na bieżąco w kwestii wydarzeń na świecie.

  Stopniowo skupiły się te tak różne od siebie i oddzielne zakresy kompetencji w gigantyczny ansambl; przy czym coraz trudniej jest odróżnić, co należy do masowej kultury, co do komunikacji i co do informacji. Tymczasem przemysłowi producenci symboli oferują wszelkie możliwe rodzaje messages: audycje telewizyjne, filmy animowane, gry wideo, wydawnictwa drukowane, parki tematyczne a la Disney, wydarzenia sportowe i co tam jeszcze. Jednym słowem te nowe grupy medialne charakteryzują się dwiema cechami: za pomocą wszelkich dostępnych środków przekazu wprowadzają one na rynek tekst, dźwięk i obraz, i czynią to na całym świecie.

  Orson Wells atakował w 1940 roku w swym słynnym filmie "Citizen Kane" "superwładzę" tytułowego bohatera, za którym w rzeczywistości krył się magnat prasowy William Randolph Hearst. Obywatel Kane kontroluje cały szereg gazet w jednym jedynym kraju. Ale gdy porównać jego władzę z dzisiejszymi gigantami medialnymi2, zdaje się on być tylko karłem, aczkolwiek wciąż pozostaje on ucieleśnieniem lokalnej i narodowej władzy.

  We wszystkich częściach Ziemi, obojętnie w jakim kraju, owe hiper-przedsiębiorstwa przejmują pod swoją kontrolę szerokie połacie medialnego pejzażu. Ich ciężar ekonomiczny i ideologiczne znaczenie czynią z nich głównych aktorów neoliberalnej globalizacji. Poprzez ciągłe fuzje i akwizycje sektor komunikacyjny, we współpracy z branżami elektroniczną, telefoniczną i internetową, stał się ciężkim przemysłem naszych czasów, który podobnie jak jego klasyczny wzór robi wszystko, aby podważyć ustawy prawne zapobiegające kartelizacji i zmusić rządy do odpowiednich ustępstw.3

  Globalizacja oznacza zatem także globalizację masowych mediów, komunikacji i informacji. Ponieważ mają one przed oczami jedynie własną ekspansję, nie ma dla owych medialnych gigantów żadnej alternatywy: muszą one starać się o względy trójpodziału państwowej władzy i tym samym pożegnać się z dawnym celem dziennikarstwa, jakim było przejęcie roli "czwartej władzy". Nic nie jest im zatem teraz bardziej obce, niż denuncjowanie pogwałceń prawa i nadużyć władzy, nic nie jest im bardziej obce, niż korygowanie błędów w funkcjonowaniu demokracji, nic nie jest im bardziej obce, niż udoskonalanie politycznego systemu. Media jako przeciwwaga? Pudło.

  Jak winniśmy zareagować? Jak trzeba nam się bronić przed tą nową starą władzą, która z trzepoczącymi chorągiewkami przeszła na stronę wroga? Odpowiedź jest prosta: należy stworzyć "piątą władzę". Piątą władzę, która umożliwi nam wystąpienie przeciw tej nowej koalicji rządzących. Piątą władzę, której zadaniem byłaby krytyka ogromnej przewagi mediów i grup medialnych; przestały one bowiem być rzecznikiem interesu publicznego. W określonych sytuacjach działają one wręcz przeciw woli ludu, jak obecnie np. w Wenezueli.

  Tam, gdzie w 1998 roku teraźniejsza opozycja została w rezultacie wolnych wyborów odsunięta od władzy, wielkie grupy zarządzające prasą, radiem i telewizją wypowiedziały prawowitemu prezydentowi państwa Hugo Chavezowi regularną medialną wojnę.

  Podczas gdy rząd i prezydent trzymają się demokratycznych reguł gry, media bronią interesów niewielkiej kasty uprzywilejowanych i sprzeciwiają się każdemu projektowi społecznych reform, każdej próbie sprawiedliwszego podziału olbrzymiego narodowego majątku.

  Przypadek Wenezueli jest wzorcowym modelem funkcjonowania nowej międzynarodowej polityki środków masowego przekazu. Widać tutaj wyraźnie, że medialne koncerny nie postrzegają siebie już tylko jako medialnej władzy, lecz że jako ideologiczne ramię globalizacji nie zaniechają one niczego, aby udaremnić żądania wielkich części społeczeństwa i zneutralizować ich siłę, a nawet, jeśli konieczne, otwarcie je zwalczać.

  (To że przy nadarzającej się okazji koncerny te same przejmują polityczną władzę, widać na przykładzie medialnego cara Silvio Berlusconiego, który w demokratycznych wyborach pozwolił na zainstalowanie swojej osoby na czele rządu.)

  Ta "brudna medialna wojna" przeciw prezydentowi Wenezueli Hugo Chavez'owi jest udoskonaleniem usiłowań, jakie czyniła w Chile w latach 1970 -1973 codzienna gazeta El Mercurio4, aby doprowadzić do upadku, wybrany w demokratycznych wyborach, rząd Salvadore'a Allende. Podobne kampanie mogą zostać w przyszłości powtórzone w Ekwadorze, Brazylii czy Argentynie, zawsze w tym samym celu: aby uniemożliwić przeprowadzenie społecznych reform i dokonanie nowego podziału narodowego majątku. W ten sposób do władzy tradycyjnych oligarchii i klasycznej reakcji dołącza teraz władza środków przekazu - w imię wolności poglądów, rozumie się.

  Wobec ścisłego związku między masowymi mediami i neoliberalną globalizacją pilnym wydaje się być zastanowienie się nad tym, jakie działania mogą podjąć obywatele, aby pobudzić środki przekazu do relacjonowania zgodnego z prawdą, do trzymania się norm etycznych i do przestrzegania kodeksu postępowania, który umożliwiłby dziennikarzom wykonywanie zawodu w zgodzie z ich wiedzą i sumieniem, bez konieczności podporządkowania się interesom koncernów, przez które są zatrudniani.

  W tej nowej, wznieconej przez globalizację ideologicznej wojnie, informacje są skontaminowane, i to zarówno w związku z wielką ofertą jak i z masą puszczanych w obieg różnego rodzaju kłamstw. Wiadomości są przeplatane plotkami i fałszywymi informacjami, ich treść jest zniekształcana i manipulowana. To, z czym mamy tutaj do czynienia, wykazuje podobieństwo z branżą spożywczą. Zdarzały się okresy, gdy przez bardzo długi czas brakowało nam żywności i w wielu regionach świata wciąż jeszcze jej brakuje. Kiedy w wyniku rewolucji agrarnej (przede wszystkim w zachodniej Europie i północnej Ameryce) rolnictwo zalało rynek nadmierną podażą produktów spożywczych, stwierdzono pewnego dnia, że wiele z tych produktów jest skontaminowanych i skażonych pestycydami, że powodują one choroby, sprzyjają powstawaniu komórek rakowych i ogólnie rzecz biorąc szkodzą zdrowiu - są nawet w stanie wywołać panikę, jak w przypadku afery BSE. Wcześniej można było umrzeć z głodu, dzisiaj wskutek zatrutej żywności.

  Ten sam rozwój sytuacji daje się zauważyć także w branży informacyjnej. W przeszłości informacje były ekskluzywnym dobrem, i jeszcze dzisiaj pewne i pełne informacje są w dyktaturach niedostępne. Natomiast w krajach demokratycznych jesteśmy nimi formalnie zaduszani. Według Empedoklesa świat złożony jest z czterech elementów: powietrza, ziemi, ognia, wody. Można by dodać - dzisiejszy zglobalizowany świat zna jeszcze jeden, piąty, element: informację.

  Jednocześnie zdajemy sobie sprawę, że nasze informacje są tak samo kontaminowane, jak nasza żywność. Zatruwają one nasz rozum i zanieczyszczają nasz mózg, manipulują nami i wodzą za nos, zalewają naszą nieświadomość wyobrażeniami, które nie są nasze.

  Dlatego też potrzeba nam czegoś w rodzaju "ekologii informacyjnej". Nazwijmy to dekontaminacją. Przeforsowaliśmy "ekologiczną" żywność; teraz kolej na "ekologiczne" wiadomości. Musimy postarać się o to, aby wielkie media relacjonowały zgodnie z prawdą; poszukiwanie prawdy stanowi bowiem dla informacji jedyną rację bytu.

  Dlatego też zasugerowaliśmy konieczność utworzenia Media Watch Global, placówki, której działalność polegałaby na obserwacji międzynarodowych mediów. W ten sposób pragniemy oddać do dyspozycji obywateli pokojowe środki obrony przed superwładzą wielkich mass mediów. Media Watch Global pojmuje siebie jako część ogólnoświatowego ruchu społecznego, który już po raz kolejny zebrał się na początku tego roku w brazylijskim Porto Alegre. Naszym celem pozostaje fomułowanie obywatelskich trosk, biorących się z nowej arogancji władzy globalnych koncernów informacyjnych. Wolność przedsiębiorstw nie może być przyczyną nieprzestrzegania prawa obywateli do rzetelnej informacji, a już w żadnym razie nie może ona stać się pretekstem do świadomego rozpowszechniania we wszystkich krajach świata oszczerstw i informacji fałszywych.

  Wolność prasy jest jedynie kontynuacją wolności poglądów innymi środkami. Żadna władza nie ma prawa ani do przywłaszczania sobie, ani do wyłączności korzystania z tego publicznego dobra. Wolność prasy implikuje społeczną odpowiedzialność. Korzystanie z tej wolności musi zatem w ostatniej instancji podlegać odpowiedzialnej kontroli społeczeństwa. W tym przekonaniu zaproponowaliśmy utworzenie wspomnianej wyżej jednostki organizacyjnej.5

  Autorytet Media Watch Global posiada przede wszystkim naturę moralną. W przypadkach nieprzestrzegania zasad etycznych ma ona w sprecyzowany sposób ganić, a poprzez publikowanie odpowiednich rezultatów badań także napiętnować, wszelkie przypadki łamania medialnego kodeksu honorowego.

  Media Watch Global jako przeciwwaga dla globalnej władzy mediów spełnia rolę niezbędną. Organizacja ta postawiła sobie za cel przyjęcie obywatelskiej odpowiedzialności, w imię dobra ogółu i prawa wszystkich obywateli do informacji zgodnych z prawdą. W tym kontekście szczególne znaczenie przypada Światowemu Szczytowi, który ma odbyć się w grudniu w Genewie i który ma dotyczyć właśnie kwestii przepływu informacji. Ponadto Media Watch Global będzie informowała o licznych aktualnych i minionych manipulowanych przekazach medialnych.

  Równouprawnionych członków tej placówki kontrolnej można podzielić na trzy grupy: po pierwsze są to dziennikarze wszystkich tradycyjnych i alternatywnych mediów, obojętnie czy aktywnych, czy w stanie spoczynku, zawodowców, czy reporterów okazjonalnych. Po drugie są to wykładowcy wyższych uczelni i naukowcy wszelkich dziedzin, w szczególności eksperci d/s mediów (bowiem uniwersytet wciąż jeszcze stanowi jeden z tych niewielu obszarów, które nie są jeszcze całkowicie bezbronne wobec totalitarnych ambicji rynku). I po trzecie są to konsumenci przekazów medialnych, zwykli obywatele, jak i osoby słynące ze swej moralnej integralności.

  Obecne instancje regulujące branżę medialną nie zadowalają w żadnej mierze. Informacje stanowią dobro publiczne; Związki Dziennikarzy, które często czują się zobowiązane wobec interesów korporacyjnych, nie zawsze są gwarancją jakości informacji. Kodeksy postępowania poszczególnych jednostek medialnych okazują się być - o ile w ogóle takowe istnieją -zupełnie niezdolne do korygowania błędów występujących w toku rozwoju danej sytuacji, do zapobiegania zatajaniu informacji i zwalczania cenzury. Przetrwanie zasad etycznych i norm postępowania wymaga zatem zwłaszcza w sektorze informacyjnym istnienia niezależnej i wiarygodnej instancji, w obrębie której decydująca rola przypadałaby osobistościom z kręgów uniwersyteckich. Funkcja ombudsmana albo mediatora6, która jeszcze w latach 1980-tych i 1990-tych odgrywała znaczącą rolę, jednakże dzisiaj wchłonięta została przez prawa rynku. Jest ona instrumentalizowana przez przedsiębiorstwa, służy jedynie pielęgnacji ogólnego wizerunku i pełni rolę taniego alibi, mającego markować wiarygodność.

  Do najszlachetniejszych praw człowieka należy wolność wypowiadania własnych poglądów i myśli. Żadne prawo nie może samowolnie ograniczać wolności wypowiadania się i wolności prasy. Korzystanie z tego prawa przez jednostki medialne zawiera w sobie jednak pewien warunek: nie wolno łamać przy tym innych praw, przede wszystkim zaś prawa obywateli do niekontaminowanych informacji. Nie może być tak, że firmy medialne zasłaniają się wolnością wypowiedzi, aby rozsiewać błędne informacje i ideologiczną propagandę.

  Media Watch Global podziela przekonanie, że absolutna wolność, na jaką powołują się liderzy globalnie działających koncernów medialnych, nie może ograniczać wolności zwykłych obywateli. Global Players ogłosili XXI w. erą globalnej przesiębiorczości; Media Watch Global pragnie podkreślić, że nadszedł czas, gdy komunikacja i informacja nareszcie staną się własnością obywatelską.




*




Przekład na podstawie niemieckiego wydania Le Monde Diplomatique, październik 2003: dziennikarze wędrowni (kumaszyński)





PRZYPISY



   2 np. medialna potęga Fininvest Silvio Berlusconiego albo grupy Lagardere i Dassault we Francji. (przyp. w Polsce warto zwrócić uwagę na Agorę i wydawnictwa niemieckiego Springera - Newsweek, Profit i Fakt.)


   3 Federal Communications Comission (FCC) złagodziła 4 czerwca, 2003 pod naciskiem US-amerykańskich koncernów medialnych, obowiązujące ograniczenia kartelizacyjne. Jedno jedyne przedsiębiorstwo może teraz kontrolować aż do 45% danego segmentu rynkowego (do tej pory: 35%). Zmiany te miały wejść w życie 4 września tego roku, zostały jednak w wyniku działań zaniepokojonych obywateli, którzy widzieli w tym "poważne zagrożenie dla demokracji" tymczasowo zniesione przez Sąd Najwyższy.


   4 W ten sam ton uderzyły też "La Tercera", "Ultimas Noticias" , "La Segunda", "Canal 13" i wiele innych. Patrz też: Patricio Tupper, "Allende, la cible des medias chiliens et de la CIA (1970-1973)", Paris (Editions de l'Amandier) 2003-10-26


   5 Patrz : Armand Mattelart, "Arbeitsgruppe dot force", Le Monde Diplomatique, sierpień, 2003. Też: "Proklamacja założycielska Media Watch Global", Le Monde Diplomatique, styczeń 2003.


   6 w Polsce: rzecznik praw obywatelskich.

WIOSNA'04  str. 1


publicystyka  strona główna

wędrowiec © dziennikarze wędrowni