|
Kontrola jest lepsza
ignacio ramonet
Przez długi czas obywatele, przynajmniej w społeczeństwach demokratycznych, mogli w swej walce przeciw nadużyciom władzy zdać się na prasę i inne środki
przekazu. Tego bowiem, że tradycyjny trójpodział władzy - legislatywa, egzekutywa i judykatura - też nieraz zawodzi, myli się i może robić błędy, nie da się uniknąć.
A już z całą pewnością nie w obrębie autorytarnych albo dyktatorskich reżymów, gdzie władza państwowa systematycznie łamie prawa człowieka i udaremnia
korzystanie z wolności.
Lecz przecież także w krajach demokratycznych ujawniają się nieraz braki, chociaż prawo jest tutaj ustalane demokratycznie, rząd jest rezultatem powszechnych
wyborów a judykatura nie jest zobowiązana, przynajmniej teoretycznie, do wykonywania poleceń egzekutywy.
A jednak może się wszak zdarzyć, że wymiar sprawiedliwości wyda wyrok na niewinnego, albo że parlament ustali prawo, które dyskryminuje jakieś
mniejszościowe grupy społeczne (pomyślmy tutaj o stuletniej segregacji, jaką dotknięci byli w Stanach Zjednoczonych czarni obywatele, albo o dyskryminacji
muzułmanów po powołaniu do życia "USA Patriot Act"). Rząd może też prowadzić politykę, która ma fatalne wpływ na większe części społeczeństwa (choćby
wprowadzane obecnie w niektórych krajach EU ustawy dotyczące uciekinierów gospodarczych i osób proszących o azyl polityczny).
Najszlachetniejszym obowiązkiem dziennikarzy i ludzi mediów jest napiętnowanie podobnych przypadków pogwałcenia prawa. Za jego spełnianie musieli oni wielokrotnie drogo płacić, stawali się ofiarami zamachów, zasilali listy "zaginionych", byli mordowani - co jeszcze i dziś zdarza się w wielu krajach m. in. w
Kolumbii, Gwatemali, Pakistanie, Turcji i na Filipinach.
Dlatego też prasa uznawana była przez długi czas za "czwartą władzę". Dzięki tej "czwartej władzy", która bazowała na obywatelskim duchu środków masowego
przekazu i na cywilnej odwadze dziennikarzy, obywatele mieli w przeszłości możliwość krytykowania niesprawiedliwych decyzji, odrzucania zarządzeń niezgodnych
z prawem i zwalczania demokratycznymi środkami przestępczych działań, którymi dotknięte były niewinne osoby. Krótko mówiąc: prasa uważana była za głos tych,
którzy sami głosu nie posiadali.
Jednakże od czasu, gdy neoliberalna globalizacja rozpoczęła swój zwycięski marsz, "czwarta władza" zaczęła jako siła zapobiegawcza coraz bardziej tracić na
znaczeniu. Jest to diagnoza szokująca, której jednak nie da się obejść, jeśli weźmie się pod lupę sposób funkcjonowania procesu globalizacji i idącego z nim w
parze kapitalizmu spekulacyjnego. Ogólną cechą tego procesu jest konfrontacja rynku i państwa, gospodarki prywatnej i sektora publicznego, pojedynczej osoby i
społeczeństwa; prywatnego i publicznego, egoizmu i solidarności.
Prawdziwa władza znajduje się teraz w rękach działających w wymiarze światowym grup przedsiębiorstw i globalnie operujących koncernów, których ciężar
gospodarczy przekracza produkt krajowy brutto niejednego państwa. Rezultatem wpasowania się środków przekazu w te geo-ekonomiczne ramy była zasadnicza
przebudowa ich branżowej struktury.
Radio, telewizja, prasa czy internet - wszystkie rodzaje środków masowej komunikacji znajdują się dzisiaj pod wspólnym dachem - rozrastających się dzięki
wprowadzaniu na rynki coraz to nowych produktów - grup medialnych, które słusznie określają siebie jako "Global Player". Takie koncerny jak News Corps,
Viacom, AOL Time Warner, General Electric, Microsoft, Bertelsman, United Global Com, Disney, Telefonica, RTL-Gruppe i France Telecom wykorzystują
obecne przemiany technologiczne w celu własnej ekspansji. "Cyfrowa rewolucja" zmiotła tradycyjne bariery pomiędzy dźwiękiem, tekstem i obrazem. Wraz ze
wzrostem znaczenia internetu powstały w obrębie środków przekazu szeroko specjalizowane grupy przedsiębiorstw, które we własnej reżyserii łączą ze sobą nie
tylko klasyczne media, lecz wszystko, co w jakikolwiek sposób ma związek z masową kulturą, komunikacją i informacją.
Jeszcze nie tak dawno temu masowa kultura, komunikacja i informacja były trzema oddzielnymi dziedzinami: komercjalna kultura masowa była odpowiedzialna za
przynoszącą zyski publiczną rozrywkę, komunikacja w sensie reklamy, marketingu i upubliczniania miała za zadanie płynny zbyt produktów rzucanych na rynek, zaś
sektor informacyjny ze swymi agencjami, wiadomościami radiowymi i telewizyjnymi, gazetami i periodykami utrzymywał opinię publiczną na bieżąco w kwestii
wydarzeń na świecie.
Stopniowo skupiły się te tak różne od siebie i oddzielne zakresy kompetencji w gigantyczny ansambl; przy czym coraz trudniej jest odróżnić, co należy do masowej
kultury, co do komunikacji i co do informacji. Tymczasem przemysłowi producenci symboli oferują wszelkie możliwe rodzaje messages: audycje telewizyjne, filmy
animowane, gry wideo, wydawnictwa drukowane, parki tematyczne a la Disney, wydarzenia sportowe i co tam jeszcze. Jednym słowem te nowe grupy medialne
charakteryzują się dwiema cechami: za pomocą wszelkich dostępnych środków przekazu wprowadzają one na rynek tekst, dźwięk i obraz, i czynią to na całym
świecie.
Orson Wells atakował w 1940 roku w swym słynnym filmie "Citizen Kane" "superwładzę" tytułowego bohatera, za którym w rzeczywistości krył się magnat
prasowy William Randolph Hearst. Obywatel Kane kontroluje cały szereg gazet w jednym jedynym kraju. Ale gdy porównać jego władzę z dzisiejszymi gigantami
medialnymi2, zdaje się on być tylko karłem, aczkolwiek wciąż pozostaje on ucieleśnieniem lokalnej i narodowej władzy.
We wszystkich częściach Ziemi, obojętnie w jakim kraju, owe hiper-przedsiębiorstwa przejmują pod swoją kontrolę szerokie połacie medialnego pejzażu. Ich
ciężar ekonomiczny i ideologiczne znaczenie czynią z nich głównych aktorów neoliberalnej globalizacji. Poprzez ciągłe fuzje i akwizycje sektor komunikacyjny, we
współpracy z branżami elektroniczną, telefoniczną i internetową, stał się ciężkim przemysłem naszych czasów, który podobnie jak jego klasyczny wzór robi
wszystko, aby podważyć ustawy prawne zapobiegające kartelizacji i zmusić rządy do odpowiednich ustępstw.3
Globalizacja oznacza zatem także globalizację masowych mediów, komunikacji i informacji. Ponieważ mają one przed oczami jedynie własną ekspansję, nie ma dla
owych medialnych gigantów żadnej alternatywy: muszą one starać się o względy trójpodziału państwowej władzy i tym samym pożegnać się z dawnym celem
dziennikarstwa, jakim było przejęcie roli "czwartej władzy". Nic nie jest im zatem teraz bardziej obce, niż denuncjowanie pogwałceń prawa i nadużyć władzy, nic nie
jest im bardziej obce, niż korygowanie błędów w funkcjonowaniu demokracji, nic nie jest im bardziej obce, niż udoskonalanie politycznego systemu. Media jako
przeciwwaga? Pudło.
Jak winniśmy zareagować? Jak trzeba nam się bronić przed tą nową starą władzą, która z trzepoczącymi chorągiewkami przeszła na stronę wroga? Odpowiedź jest
prosta: należy stworzyć "piątą władzę". Piątą władzę, która umożliwi nam wystąpienie przeciw tej nowej koalicji rządzących. Piątą władzę, której zadaniem byłaby
krytyka ogromnej przewagi mediów i grup medialnych; przestały one bowiem być rzecznikiem interesu publicznego. W określonych sytuacjach działają one wręcz
przeciw woli ludu, jak obecnie np. w Wenezueli.
Tam, gdzie w 1998 roku teraźniejsza opozycja została w rezultacie wolnych wyborów odsunięta od władzy, wielkie grupy zarządzające prasą, radiem i telewizją
wypowiedziały prawowitemu prezydentowi państwa Hugo Chavezowi regularną medialną wojnę.
Podczas gdy rząd i prezydent trzymają się demokratycznych reguł gry, media bronią interesów niewielkiej kasty uprzywilejowanych i sprzeciwiają się każdemu
projektowi społecznych reform, każdej próbie sprawiedliwszego podziału olbrzymiego narodowego majątku.
Przypadek Wenezueli jest wzorcowym modelem funkcjonowania nowej międzynarodowej polityki środków masowego przekazu. Widać tutaj wyraźnie, że
medialne koncerny nie postrzegają siebie już tylko jako medialnej władzy, lecz że jako ideologiczne ramię globalizacji nie zaniechają one niczego, aby udaremnić
żądania wielkich części społeczeństwa i zneutralizować ich siłę, a nawet, jeśli konieczne, otwarcie je zwalczać.
(To że przy nadarzającej się okazji koncerny te same przejmują polityczną władzę, widać na przykładzie medialnego cara Silvio Berlusconiego, który w
demokratycznych wyborach pozwolił na zainstalowanie swojej osoby na czele rządu.)
Ta "brudna medialna wojna" przeciw prezydentowi Wenezueli Hugo Chavez'owi jest udoskonaleniem usiłowań, jakie czyniła w Chile w latach 1970 -1973
codzienna gazeta El Mercurio4, aby doprowadzić do upadku, wybrany w demokratycznych wyborach, rząd Salvadore'a Allende. Podobne kampanie mogą zostać
w przyszłości powtórzone w Ekwadorze, Brazylii czy Argentynie, zawsze w tym samym celu: aby uniemożliwić przeprowadzenie społecznych reform i dokonanie
nowego podziału narodowego majątku. W ten sposób do władzy tradycyjnych oligarchii i klasycznej reakcji dołącza teraz władza środków przekazu - w imię
wolności poglądów, rozumie się.
Wobec ścisłego związku między masowymi mediami i neoliberalną globalizacją pilnym wydaje się być zastanowienie się nad tym, jakie działania mogą podjąć
obywatele, aby pobudzić środki przekazu do relacjonowania zgodnego z prawdą, do trzymania się norm etycznych i do przestrzegania kodeksu postępowania,
który umożliwiłby dziennikarzom wykonywanie zawodu w zgodzie z ich wiedzą i sumieniem, bez konieczności podporządkowania się interesom koncernów, przez
które są zatrudniani.
W tej nowej, wznieconej przez globalizację ideologicznej wojnie, informacje są skontaminowane, i to zarówno w związku z wielką ofertą jak i z masą puszczanych
w obieg różnego rodzaju kłamstw. Wiadomości są przeplatane plotkami i fałszywymi informacjami, ich treść jest zniekształcana i manipulowana. To, z czym mamy
tutaj do czynienia, wykazuje podobieństwo z branżą spożywczą. Zdarzały się okresy, gdy przez bardzo długi czas brakowało nam żywności i w wielu regionach
świata wciąż jeszcze jej brakuje. Kiedy w wyniku rewolucji agrarnej (przede wszystkim w zachodniej Europie i północnej Ameryce) rolnictwo zalało rynek
nadmierną podażą produktów spożywczych, stwierdzono pewnego dnia, że wiele z tych produktów jest skontaminowanych i skażonych pestycydami, że powodują
one choroby, sprzyjają powstawaniu komórek rakowych i ogólnie rzecz biorąc szkodzą zdrowiu - są nawet w stanie wywołać panikę, jak w przypadku afery BSE.
Wcześniej można było umrzeć z głodu, dzisiaj wskutek zatrutej żywności.
Ten sam rozwój sytuacji daje się zauważyć także w branży informacyjnej. W przeszłości informacje były ekskluzywnym dobrem, i jeszcze dzisiaj pewne i pełne
informacje są w dyktaturach niedostępne. Natomiast w krajach demokratycznych jesteśmy nimi formalnie zaduszani. Według Empedoklesa świat złożony jest z
czterech elementów: powietrza, ziemi, ognia, wody. Można by dodać - dzisiejszy zglobalizowany świat zna jeszcze jeden, piąty, element: informację.
Jednocześnie zdajemy sobie sprawę, że nasze informacje są tak samo kontaminowane, jak nasza żywność. Zatruwają one nasz rozum i zanieczyszczają nasz mózg,
manipulują nami i wodzą za nos, zalewają naszą nieświadomość wyobrażeniami, które nie są nasze.
Dlatego też potrzeba nam czegoś w rodzaju "ekologii informacyjnej". Nazwijmy to dekontaminacją. Przeforsowaliśmy "ekologiczną" żywność; teraz kolej na
"ekologiczne" wiadomości. Musimy postarać się o to, aby wielkie media relacjonowały zgodnie z prawdą; poszukiwanie prawdy stanowi bowiem dla informacji
jedyną rację bytu.
Dlatego też zasugerowaliśmy konieczność utworzenia Media Watch Global, placówki, której działalność polegałaby na obserwacji międzynarodowych mediów. W
ten sposób pragniemy oddać do dyspozycji obywateli pokojowe środki obrony przed superwładzą wielkich mass mediów. Media Watch Global pojmuje siebie
jako część ogólnoświatowego ruchu społecznego, który już po raz kolejny zebrał się na początku tego roku w brazylijskim Porto Alegre. Naszym celem pozostaje
fomułowanie obywatelskich trosk, biorących się z nowej arogancji władzy globalnych koncernów informacyjnych. Wolność przedsiębiorstw nie może być przyczyną
nieprzestrzegania prawa obywateli do rzetelnej informacji, a już w żadnym razie nie może ona stać się pretekstem do świadomego rozpowszechniania we wszystkich
krajach świata oszczerstw i informacji fałszywych.
Wolność prasy jest jedynie kontynuacją wolności poglądów innymi środkami. Żadna władza nie ma prawa ani do przywłaszczania sobie, ani do wyłączności
korzystania z tego publicznego dobra. Wolność prasy implikuje społeczną odpowiedzialność. Korzystanie z tej wolności musi zatem w ostatniej instancji podlegać
odpowiedzialnej kontroli społeczeństwa. W tym przekonaniu zaproponowaliśmy utworzenie wspomnianej wyżej jednostki organizacyjnej.5
Autorytet Media Watch Global posiada przede wszystkim naturę moralną. W przypadkach nieprzestrzegania zasad etycznych ma ona w sprecyzowany sposób
ganić, a poprzez publikowanie odpowiednich rezultatów badań także napiętnować, wszelkie przypadki łamania medialnego kodeksu honorowego.
Media Watch Global jako przeciwwaga dla globalnej władzy mediów spełnia rolę niezbędną. Organizacja ta postawiła sobie za cel przyjęcie obywatelskiej
odpowiedzialności, w imię dobra ogółu i prawa wszystkich obywateli do informacji zgodnych z prawdą. W tym kontekście szczególne znaczenie przypada
Światowemu Szczytowi, który ma odbyć się w grudniu w Genewie i który ma dotyczyć właśnie kwestii przepływu informacji. Ponadto Media Watch Global będzie
informowała o licznych aktualnych i minionych manipulowanych przekazach medialnych.
Równouprawnionych członków tej placówki kontrolnej można podzielić na trzy grupy: po pierwsze są to dziennikarze wszystkich tradycyjnych i alternatywnych
mediów, obojętnie czy aktywnych, czy w stanie spoczynku, zawodowców, czy reporterów okazjonalnych. Po drugie są to wykładowcy wyższych uczelni i
naukowcy wszelkich dziedzin, w szczególności eksperci d/s mediów (bowiem uniwersytet wciąż jeszcze stanowi jeden z tych niewielu obszarów, które nie są
jeszcze całkowicie bezbronne wobec totalitarnych ambicji rynku). I po trzecie są to konsumenci przekazów medialnych, zwykli obywatele, jak i osoby słynące ze
swej moralnej integralności.
Obecne instancje regulujące branżę medialną nie zadowalają w żadnej mierze. Informacje stanowią dobro publiczne; Związki Dziennikarzy, które często czują się
zobowiązane wobec interesów korporacyjnych, nie zawsze są gwarancją jakości informacji. Kodeksy postępowania poszczególnych jednostek medialnych okazują
się być - o ile w ogóle takowe istnieją -zupełnie niezdolne do korygowania błędów występujących w toku rozwoju danej sytuacji, do zapobiegania zatajaniu
informacji i zwalczania cenzury. Przetrwanie zasad etycznych i norm postępowania wymaga zatem zwłaszcza w sektorze informacyjnym istnienia niezależnej i
wiarygodnej instancji, w obrębie której decydująca rola przypadałaby osobistościom z kręgów uniwersyteckich.
Funkcja ombudsmana albo mediatora6, która jeszcze w latach 1980-tych i 1990-tych odgrywała znaczącą rolę, jednakże dzisiaj wchłonięta została przez prawa
rynku. Jest ona instrumentalizowana przez przedsiębiorstwa, służy jedynie pielęgnacji ogólnego wizerunku i pełni rolę taniego alibi, mającego markować
wiarygodność.
Do najszlachetniejszych praw człowieka należy wolność wypowiadania własnych poglądów i myśli. Żadne prawo nie może samowolnie ograniczać wolności
wypowiadania się i wolności prasy. Korzystanie z tego prawa przez jednostki medialne zawiera w sobie jednak pewien warunek: nie wolno łamać przy tym innych
praw, przede wszystkim zaś prawa obywateli do niekontaminowanych informacji. Nie może być tak, że firmy medialne zasłaniają się wolnością wypowiedzi, aby
rozsiewać błędne informacje i ideologiczną propagandę.
Media Watch Global podziela przekonanie, że absolutna wolność, na jaką powołują się liderzy globalnie działających koncernów medialnych, nie może ograniczać
wolności zwykłych obywateli. Global Players ogłosili XXI w. erą globalnej przesiębiorczości; Media Watch Global pragnie podkreślić, że nadszedł czas, gdy
komunikacja i informacja nareszcie staną się własnością obywatelską.
*
Przekład na podstawie niemieckiego wydania Le Monde Diplomatique, październik 2003: dziennikarze wędrowni (kumaszyński)
PRZYPISY
2 np. medialna potęga Fininvest Silvio Berlusconiego albo grupy Lagardere i Dassault we Francji. (przyp. w Polsce warto zwrócić uwagę na Agorę i
wydawnictwa niemieckiego Springera - Newsweek, Profit i Fakt.)
3 Federal Communications Comission (FCC) złagodziła 4 czerwca, 2003 pod naciskiem US-amerykańskich koncernów medialnych, obowiązujące ograniczenia
kartelizacyjne. Jedno jedyne przedsiębiorstwo może teraz kontrolować aż do 45% danego segmentu rynkowego (do tej pory: 35%). Zmiany te miały wejść w życie
4 września tego roku, zostały jednak w wyniku działań zaniepokojonych obywateli, którzy widzieli w tym "poważne zagrożenie dla demokracji" tymczasowo
zniesione przez Sąd Najwyższy.
4 W ten sam ton uderzyły też "La Tercera", "Ultimas Noticias" , "La Segunda", "Canal 13" i wiele innych. Patrz też: Patricio Tupper, "Allende, la cible des medias
chiliens et de la CIA (1970-1973)", Paris (Editions de l'Amandier) 2003-10-26
5 Patrz : Armand Mattelart, "Arbeitsgruppe dot force", Le Monde Diplomatique, sierpień, 2003. Też: "Proklamacja założycielska Media Watch Global", Le
Monde Diplomatique, styczeń 2003.
6 w Polsce: rzecznik praw obywatelskich.
|