|
Prezydent
thomas bernhard
|
rys. zuzanna morawiecka |
PREZYDENT ma w sobie coś szczególnego, coś co przyciąga uwagę każdego, kto się z nim styka, przy kręglach i piwie, w nocy i podczas codziennej drzemki; ba,
nawet podczas posiedzeń parlamentu, któremu przewodzi, odkąd dokonał się wielki zwrot.
Przeróżne ruchy rąk wskazują na tę właściwość, której nikt nie potrafi
wyjaśnić, ale która jest tak wyraźnie dostrzegalna, że nie może umknąć nawet niewtajemniczonemu.
Ludzie utrzymują, jakoby wynikała ona z pewnego toku,
którego nie da się zatrzymać, ani nawet zatrzymać się nie chce. Przywołują oni w swej pamięci chwile, gdy oglądali zjawiska, z których owa szczególność mogła
wziąć swój początek. Oczywiście wszyscy wiedzą o co chodzi. Z obawy, że mogliby zostać pociągnięci do odpowiedzialności, nie rozmawiają o tym publicznie, ani
debatują. Ależ, świadomie zacierają nawet każdy ślad. Znajduje się to nie tylko w kącikach oczu prezydenta. Jest obecne we wszystkich innych miejscach jego
tłustej, niespokojnej postury. A nawet w jego snach. Wytwarza to w tych wszystkich, którzy to rozpoznają, pewne napięcie, które z czasem przenosi tę osobliwość
także na nich. W końcu zostają przez nią opętani. Nie jest ona niczym innym niż brutalnością.
z tomiku "Ereignisse"
z niemieckiego: dziennikarze wędrowni (kumaszyński)
|