|
debiut
W szufladzie
joanna bilińska
Dochodzi już siódma i wejście do budynku oświetla
jedynie światło ulicznej latarni. Widać czerwoną tabliczkę, na której mienią
się białe litery. Ośrodek Poprawczy nr 5. Za drzwiami słychać głosy.
- Ja już sprzątałem! Teraz twoja kolej!
Parkiet jest ogromny i strasznie skrzypi. Na środku
w kałuży brudnej wody, stoi wiadro, obok szmata zawinięta w drewnianą miotłę.
Chłopiec, który ją trzyma, dorównuje jej wysokością. Za duży dekolt od piżamy
odsłania jego białe ramię, a palce stóp dotykają mokrej podłogi, wysuwając się
znacznie poza granicę plastikowych klapek.
- Dobry wieczór! – jego towarzysz razi niebieskością
nocnego stroju i szczerze się uśmiecha.
Schody trzeszczą jeszcze
bardziej niż parkiet. Na piętrze widać kilku młodych chłopców z ręcznikami zarzuconymi na kark.
Niektóre oczy patrzą ciekawie, inne obojętnie.
Dziadek
- Aaa! To pani
dzwoniła. Pana dyrektora nie ma. Miał pilny telefon. Ale... proszę tutaj.
Mężczyzna zdejmuje z nosa okulary i wskazuje nimi
korytarz po prawej stronie. Na końcu, w jasnym pomieszczeniu widać biurko i dwa
krzesła.
- Pani siądzie. A może ja pomogę. Ja jestem tu
wychowawcą.
Oczy ma niebieskie, mocno przekrwione, jakby
przesycone wszystkim tym, co już zobaczył. Koszula opina się mocno na jego
ramionach.
- Trzydzieści jeden lat już tu pracuję. Wie pani, człowiek się tak zżyje, że dni wolne tutaj
spędza. W tym roku mam najmłodszą grupę i w ciągu godzin obowiązkowych pracy
nie da się z tymi dziećmi zaprzyjaźnić. Trzeba długo z nimi przebywać.
W pokoju jest prawie pusto. Na parapecie stoi tylko
czajnik elektryczny, a obok słoik z kawą.
- Oni tu na mnie mówią Dziadek. Kiedyś mówili Tato,
ale wąsy zapuściłem, to -Dziadek.
Ojciec kryminalista, matka prostytutka
- Te dzieci są bardzo mocno znerwicowane. Na agresję nie wolno reagować agresją. Nie
wolno uderzać w te dzieci czy..., proszę panią,
jakimiś słownymi obelgami, nie wolno tykać ich rodziny, jak niektórzy się
zapominają, wychowawcy niedoświadczeni. Mówią: „A ty taki sam jak twój ojciec
kryminalista, matka prostytutka”. Nie wolno, bo ich to bardzo boli. Wie pani, wulgaryzmy takie mocne lecą, szczególnie pod
adresem pań, bo tego..., do mężczyzn jakoś tak mniej.
Widać, że ściany, kiedyś białe, dawno już utraciły
swój kolor i teraz pożółkły od papierosowego dymu.
- Trzeba chłopców
przytulić, pogadać. A że są agresywni to, proszę pani,
różne bunty wewnętrzne powstają. No... mieliśmy w ubiegłym roku takich
chłopców, co i morderstwa popełnili – mężczyzna otwiera szufladę i zanurza w niej rękę.
-Też, wie pani, po tym morderstwie przyszli i w kolegę mojego
rzucili, tym yyy..., śrubokrętem czy narzędziami. O, widzi pani - na stole położył trzy noże.
- Co jakiś czas robimy tzw. kibiście, czyli
przeszukanie i się znajduje. Taki gotowy rzucić w wychowawcę, czy w kolegę
drugiego. Były takie przypadki. Ale, proszę pani,
to najlepiej reagować słowem, jakimś ugłaskaniem, przytuleniem, jeżeli się
pozwoli, bo dla takiego chłopca z zakładu to takie pogłaskanie, może być
poniżenie jego.
Dziadek schował noże z powrotem do szuflady.
Trzeba ich czymś kupić
- Coś tym dzieciom trzeba zaoferować, czymś je zainteresować. Czy modelarstwem lotniczym, proszę pani, czy sportem, muzyką, wycieczkami, jakimiś
pracami, majsterkowaniem i tak dalej. Dla nich autorytetem jest ktoś, kto
potrafi to, to, to, to i to – wychowawca rozkłada dłoń i wymienia na palcach. - Kto siedzi z nimi,
kto z nimi powygłupia się, na przewracanki w pokoju, na trawie. Ja na przykład
o dziewiątej gaszę światło, ale siadam, opowiadam jakieś niestworzone historie.
Z zajęć na zajęcia
- Normalny dzień to taka ramówka jest: wstają o
godzinie siódmej, idą do mycia..., wie pani,
dzieci przychodzą tutaj do nas z brakiem podstawowych zasad higieny, kultury i
tak dalej. Trzeba go nauczyć, żeby ząbki umyć. Niektórzy pierwszy raz tu myją.
Idą na śniadanie i potem każda grupa ma swój rejon, który sprząta. Ten ma
sypialnie, ten ma korytarz, ten ma świetlicę, ubikację. A o dziesiątej
zaczynają się zajęcia dydaktyczne. Lekcje są, tablice, wszystko. Normalna szkoła
jest – podstawowa i gimnazjum. I, proszę pani,
po obiedzie zajęcia w grupach. Przeważnie
sportowe. Mamy siłownię, tenis stołowy, piłka nożna, kółko taneczne, pracownia
kulinarna. Niektórzy nie zdążają z zajęć na zajęcia – mężczyzna rozkłada ręce.
Po „Fantę”
- Teraz mamy siedemdziesiąt osób, ale wie pani, rocznie to do dwustu się przewija. Głównie za
kradzieże, włamania, napady. Chłopcy tak od dwunastu do osiemnastu lat mają –
mężczyzna spogląda na tablicę z wykazem mieszkańców ośrodka. - Na osiemdziesiąt
dzieci to pięcioro rodziców są takie, co się interesują, że coś kupią. Pięć
procent rodziców się interesuje, że kupi buty, majtki, dziewczynce
biustonosz.... Widzi pani, jak coś zarobią,
tutaj w ogródkach pomagają u sąsiadów, to jeszcze jak napiszą do domu, to matka
przyjeżdża z jakimś alfonsem, frajerem, jeszcze żąda tych pieniędzy, żeby mu
dał. To wszystko z marginesu, gdzie rodzice to przestępcy. I z biedy. Piją na
melinie, ojciec mu każe, synowi dwunasto -czy czternastoletniemu przynieść wino. Idzie cegła, szyba wystawowa i
ten przynosi „Fantę”, jak oni to nazywają.
Aż żal
- Ucieczki się zdarzają. Jest obecnych, proszę pani, sześćdziesiąt pięć, a wczoraj taka jedna menda
ruda... Super jeździec na koniach. W sumie ukradł dwadzieścia sześć koni, co mu
udowodnili. Wie pani, zobaczy konia, to się
trzęsie. Teraz pociągnął jeszcze dwóch. Ale sporadycznie, sporadycznie. Bo wie pani, jest wiele osób, które nie chcą wracać do domu.
Niektórzy zostają. Osiemdziesiąty czwarty, osiemdziesiąty piąty rocznik. Taka
Kasia np. Ładna dziewczyna, a wszystko tirówy, z agencji, po praktyce. Aż żal.
Pół na pół
– Przyszłość ich proszę pani, to tak: połowa
trafia do więzień, żeby dorównać swojemu bratu starszemu, ojcu i tak dalej –
siedzieć jak najdłużej w kryminale, bo to taka mentalność tego środowiska.
Połowa wraca do społeczeństwa moralnie zdrowego i przyjeżdżają, nas tu
odwiedzają. Ten ma firmę, ten z ojcem, ten kierowcą jest. Im wyżej stoją, tym
częściej przyjeżdżają. Pozdrowienia na kartkach przysyłają. Nawet ci najgorsi,
z kryminału.
– Przepraszam... – jakiś chłopiec opiera się na framudze drzwi i wtyka głowę do
biura. –Dziadku, o której ten telefon miał być? – pyta...
– Idź! Ja z panią rozmawiam - wychowawca gestem ręki odprawia chłopca. – Widzi pani jak to jest. Przyłażą i tak tego...
Nie do ciebie
Dzwoni telefon.
– Ośrodek poprawczy. Słucham – Dziadek szybko podnosi słuchawkę.
W drzwiach ukazują się trzy twarze i trzy zaciekawione pary oczu.
– Do mnie? – pyta najmniejszy z chłopców.
– Nie, Mały. Chodź, pokaż no się.
Dziadek ujmuje dziecko za policzek i mocno tuli do brzucha.
– Mały, bo dziesięć lat ma. Widzi pani, jaki
śliczny chłopiec.
Dziecko gładzi powoli włosy rączką pełną zadrapań i strupów. Buzię ma jeszcze
pełną pasty do zębów. Zadziera głowę do górę i wpatruje się w Dziadka.
– Ten mało rozmowny – przyznał wychowawca. – Rudy! Weź, poproś Mariusza! -
krzyknął w głąb korytarza.
Na biało
Do pokoju wchodzi wysoki chłopiec. Podnosi ręce do
góry i mocno się przeciąga.
– Mariusz to jeden z najlepszych wychowanków – przyznaje Dziadek z uśmiechem. –
Systematycznie jeździ do domu. Powiedz pani, ile
masz lat.
– Czternaście – odpowiada chłopiec, ścigając wzrokiem twarz opiekuna.
– Powiedz, gdzie wcześniej byłeś.
– W Malborku – Mariusz zsuwa się na przód krzesła i wbija łokcie w kolana.
– Nooo! Śmiało! – nakłania Dziadek. - Powiedz,
za co tu jesteś.
- Do szkoły nie chodziłem i o wymuszenia pieniędzy
mnie oskarżyli – chłopiec zakłada ręce i splata razem palce.
- A z rodzicami jak? Powiedz.
– Dobrze – przyznaje pewniej. – Na przepustki jeżdżę.
- O szkole mów – prosi Dziadek.
– W-F najlepszy. I informatyka.
– A powiedz pani, jak inni koledzy z innych
grup. Że co? Jesteśmy jedną rodziną. Prawda? Nie ma tam, że starszy wymusza,
tylko tego..., jak ktoś dostanie paczkę, to... prawda, działkujemy się, jak wy
to mówicie. Co nie? A powiedz, co byś chciał w przyszłości.
– Zostać malarzem. Pokoje będę malował. Na biało – Mariusz spuszcza głowę.
– Wie pani, ja dawno już pisałem tutaj pracę
magisterską na ten temat, to każdy by chciał, zresztą... Mariusz to potwierdzi
na pewno. Każdy z tych chłopców, znaczy dziewięćdziesiąt procent, chciałoby
założyć rodzinę, mieć nie więcej jak dwoje dzieci, dom swój, samochód. Marzenie
ich najważniejsze, żeby dziecko nie trafiło gdzie? Do... oo...– Dziadek zwraca
się w stronę chłopca.
- ....ośrodka – Mariusz kończy posłusznie.
– A tak najbardziej, to czego byś chciał. Powiedz pani
– Zostać w domu, a nie siedzieć w więzieniu – odpowiada.
Szansa
- A ten w przyszłym roku maturę zdaje. Dwadzieścia
lat już prawie ma – Dziadek przedstawia następnego wychowanka.
– Ja nie bardzo lubię udzielać wywiadów – chłopak nie chce usiąść na krześle.
– Ale mów. Odpowiedz. Mnie na tym zależy. Wie pani,
zaspany jest, ząb wyrwał... taki chorawy. No, opowiedz, Misiek, jak znalazłeś
się tutaj z powrotem. Zwróciłeś się do nas z prośbą, prawda, że chcesz
kontynuować naukę...
– No, tam opowiadałem, jak jest sytuacja, że tam...., ojciec mnie bije i tak
dalej. Mieszkaliśmy sobie tak... jeden pokój, kuchnia. Ja pracowałem, uczyłem
się tak, że to było... raczej dół straszny. Cały czas dżuma i jeszcze
przechodziłem jakieś tam problemy ciągłe, nie? Także... – chłopak bawi się zamkiem od kosmetyczki, którą trzyma
w ręku.
– Trafiłem tu... no... przez to, że... miałem po prostu takiego ojca. Był
śmieszny. Nie potrafił mnie dopilnować. Miałem ile? Dwanaście lat. No... jakoś
tak – Misiek zamyka kosmetyczkę i kładzie ją obok krzesła na ziemi.
– Tak. Misiek teraz to... takie opiekuńcze jego działania raczej są. Jest
pomocnikiem takim wychowawcy. A powiedz pani, co
byś zrobił, gdyby ci nową szansę dali – prosi Dziadek.
– No to... taką szansę właśnie mam teraz. W tym momencie, będąc tutaj. Tak
uważam, bo wcześniej... no niby też chodziłem do szkoły, pracowałem, ale
to...to były ciągle jakieś tam stresy i tak dalej. Nie mogłem sobie pozwolić na
jakiś tam komfort psychiczny. A tutaj faktycznie gdzieś tam wypocznę, mogę się
wyspać spokojnie, nie muszę się z nikim kłócić i tak dalej, i tak dalej –
chłopak przekłada ręcznik przez kolana i ściska go rękoma.
– A marzenia twoje? Powiedz – prosi wychowawca.
– No... zdać teraz maturę, iść na studia i ... pracować. Nie wiem..., myślę, że
w tym ośrodku. Mam taką okazję. Tak że...,
myślę, że tu.
Dzwoni telefon Dziadek odchodzi w stronę parapetu, by móc spokojnie
porozmawiać.
– Czy ciepła atmosfera? Nie wiem... Ja akurat miałem dobre układy... - mówi
chłopak ściszając głos.
Królik
- Otwórz tutaj. Pani
chciałaby zobaczyć – do chłopca w korytarzu zwraca się wychowawca, którego
przezywają tu Starszy. Pracuje w ośrodku już dwadzieścia lat.
- Meble nowe, wykładzina.
To, to dodatkowy materac jest. Jeszcze spania mu nie złożyli – w pokoju stoi
pięć piętrowych łóżek, pod ścianą stolik, lustro i dwa krzesła. W powietrzu
unosi się nieprzyjemny zapach. W kącie widać niewielką klatkę.
– A to, to królik jest. Hodują. Znaczy... dobrze się nim tam akurat opiekują.
W drzwiach pojawia się trzech chłopców. Z rękoma splecionymi z tyłu,
ciekawie zaglądają do środka.
– A wy co?! Nie widzieliście swojej sypialni, że idziecie oglądać?! – mężczyzna
mocna uderza otwartą dłonią w nagie plecy jednego z chłopców.
Korytarz rozbrzmiewa ich donośnym śmiechem.
Grand Prix, 2001r.
|