|
Do przedstawiciela którego z politycznych bloków
napisałby Hesse list dzisiaj? I czy teraz w ogóle znalazłby on jakąś polityczną
siłę wartą jego szczerego poparcia? Pytania, rzecz jasna, retoryczne. Niemniej,
wobec jasności zajętego przez niemieckiego pisarza stanowiska oraz trafności
jego wniosków, pytania, które po
przeczytaniu tego krótkiego tekstu nie dają spokoju. Przepaść pomiędzy biedotą
a możnymi tego świata wzmaga się nie tylko na osi północ-południe, lecz także w
wypieszczonych kilkudziesięcioletnim dobrobytem krajach "zachodu" i tych uwiedzionych zza "żelaznej kurtyny".
Hesse napisał swój "List do komunisty" ponad osiemdziesiąt lat po opublikowaniu
komunistycznego manifestu. Dzisiaj, niemal osiemdziesiąt kolejnych lat później,
zawarta w nim krytyka kapitalizmu w niczym nie straciła na aktualności. Jeśli
od połowy XIX w. coś się na tym polu zmieniło, to chyba tylko to, że jeśli
jeszcze nawet autor "Wilka Stepowego" mógł mieć pewność, iż komunizm stanowi
jedyną drogę ratunku dla przygniecionej ciężarem "konającego kapitalizmu"
biedoty, innych dróg bowiem nie było, to dzisiaj, po samobójstwie komunistycznej utopii, wszystkie szerokie drogi
zdają się prowadzić donikąd, zaś "zmartwychwstały" kapitalizm dzięki
nowoczesnym środkom transportu, komunikacji i przymusu z każdym dniem zwiększa
swój zasięg. I podobnie jak wtedy, również dzisiaj niezależni twórcy zdają się
nie być pożądani. I tacyż naukowcy... i dziennikarze. I zapewne skutki tego też
będą podobne.(ak)
List do komunisty
hermann hesse
Moje osobiste stanowisko wobec komunizmu da się nietrudno
sformułować. Komunizm (przez co w istocie rozumiem cele i myśli starego
marksowskiego manifestu) zbiera się właśnie do przeforsowania w świecie
własnego urzeczywistnienia. Świat dojrzał do tego nie tylko odkąd
kapitalistyczny system wykazuje tak wyraźne oznaki rozpadu
lecz przede wszystkim odkąd »większościowa«-socjaldemokracja całkowicie
porzuciła rewolucyjny sztandar.
Uważam komunizm nie tylko za uzasadniony, uważam go za
oczywisty – nawet gdybyśmy wszyscy byli
przeciw temu, nadszedłby i zwyciężył.
Kto dzisiaj stoi po stronie komunizmu, ten przytakuje przyszłości.
Oprócz owego Tak, które odnośnie waszego programu
wypowiada mój rozum, również jakiś głos we mnie, odkąd żyję, opowiadał się za cierpiącymi, zawsze byłem za
uciemiężonymi przeciw ciemiężycielom, za oskarżonymi przeciw sędziom, za
głodującymi przeciw żarłokom. Tylko że doprawdy nigdy nie nazwałbym tych
zdających mi się być naturalnymi uczuć komunistycznymi, lecz raczej
chrześcijańskimi.
Tak więc: wierzę wraz z panem, że wznosząca się ponad
konającym kapitalizmem marksistowska droga ku wyzwoleniu proletariatu jest
drogą przyszłości, i że świat musi nią podążać, czy tego chce, czy nie.
Do tego miejsca jesteśmy zgodni.
Teraz pan jednak zapewne pyta: dlaczego ja, skoro wszak
wierzę w słuszność komunizmu i chcę dobrze dla uciśnionych, nie podążam jednak
z panem do boju i nie oddaję swego pióra w służbę pana partii.
Na to odpowiedzieć jest trudniej, tutaj bowiem rozchodzi
się o rzeczy, które dla mnie są święte i wiążące, które dla pana jednakże
ledwie tylko istnieją. Całkowicie i zdecydowanie odmawiam partyjnego
członkostwa lub oddania mojego pisarstwa na służbę programu pana partii,
aczkolwiek wizja pozyskania braci i towarzyszy, wspólnoty ze światem podobnie
myślących byłaby wystarczająco nęcąca.
Ale my nie myślimy podobnie. Bo nawet jeśli aprobuję
pańskie cele, albo, by powiedzieć jasno: nawet jeśli wierzę w to, że komunizm
jest dojrzały, aby przejąć władzę i tym samym olbrzymią odpowiedzialność,
poczynając od obarczenia siebie krwią i wojną - to nie jest to dla mnie niczym
innym niż gdybym w listopadzie wierzył,
że teraz już wkrótce nadejdzie zima. Wierzę w komunizm jako program na
nadchodzącą ludzką-godzinę, uważam iż jest on nieodzowny i nie do uniknięcia.
Natomiast w żadnym razie nie wierzę w to, że komunizm daje lepsze odpowiedzi na
wielkie życiowe pytania aniżeli jakakolwiek wcześniejsza mądrość. Sądzę, że po
stu latach teorii, i po wielkim rosyjskim doświadczeniu, ma on teraz nie tylko
prawo, ale też obowiązek urzeczywistnienia się w świecie, i wierzę oraz mam
szczerą nadzieję, że uda mu się zlikwidować głód i uwolnić ludzkość od wielkiej
zmory. Ale że tym sposobem osiągnięte zostanie to, czego nie udało się osiągnąć
religiom, prawodawstwom i filozofiom wcześniejszych tysiącleci, w to nie
wierzę. Że komunizm miałby mieć rację ponad proklamowanie prawa wszystkich
ludzi do chleba i szacunku oraz być lepszy od jakiejkolwiek innej wcześniejszej
formy wiary, w to nie wierzę. Ma on swe korzenie w dziewiętnastym wieku, na
glebie najbardziej jałowych i aroganckich rządów rozumu, przemądrzałej,
pozbawionej fantazji i serca profesorskości. W tej szkole nauczył się Karol
Marks myślenia, jego postrzeganie historii jest postrzeganiem ekonomisty,
wielkiego fachowca, ale w żadnym razie nie jest ono »bardziej rzeczowe« niż
jakikolwiek inny rodzaj postrzegania, jest ono nadzwyczaj jednostronne i
nieelastyczne: jego genialność i zasadność nie wynikają z wyższego duchowego
szczebla, lecz z jego zdecydowania do czynu.
Gdybyśmy pisali dzisiaj
rok 1831 zamiast 1931, byłbym zapewne jako poeta i pisarz bardzo silnie
zaniepokojony wiewami i wstrząsami jutra i pojutrza i przez pewien czas
poświęciłbym dla zrozumienia szykującego się przewrotu wszystkie moje siły. Tak
uczynił wówczas poeta Heinrich Heine, i w Paryżu stał się przez pewien czas,
być może najbardziej płodny czas swego życia, przyjacielem i współpracownikiem
młodego Karola Marksa. Dzisiaj jednakże ten sam Heine też interesowałby się
znowu bardziej jutrem i pojutrzem aniżeli wprowadzaniem tego, co już dawno
zostało zrozumiane jako właściwe i wprowadzenia warte. Dzisiaj rozpoznałby on
bez trudu, że socjalizm już ma szkołę za sobą i albo musi sięgnąć po światową
władzę albo jest skończony. I aprobowałby on ów proces, komunistyczny podbój
świata, i uznał go za prawidłowy, niemniej nie odczuwałby żadnej pobudki, by
współciągnąć ten toczący się z pełnym impetem wóz.
Poeta nie jest ani czymś
lepszym, ani czymś mniej znacznym niż minister, niż inżynier, niż mówca ludowy,
ale jest on czymś całkowicie od nich innym. Topór jest toporem, i można nim
rozłupywać drewno bądź też głowy. Ale zegarek czy barometr istnieją dla innych
celów, i jeśli chce się nimi rozłupywać drewno lub głowy, psują się, bez
pożytku dla nikogo.
Nie jest to odpowiednie
miejsce, aby wyliczać i wyjaśniać zadania oraz funkcje poety jako szczególnego
narzędzia ludzkości. Jest on może rodzajem nerwu w organizmie ludzkości,
organem mającym reagować na subtelne wołania i potrzeby, organem budzącym,
ostrzegającym, skłaniającym do uwagi. Ale nie jest on narzędziem, którym
sporządza się i przybija plakaty, nie nadaje się on na rynkowego obwoływacza,
bowiem moc jego wcale nie leży w głośnym głosie, to potrafi Hitler dużo lepiej.
W każdym jednak razie, a jego zadania niechby były takie czy siakie: tylko
wtedy ma on jakąś wartość i tylko wtedy można go brać poważnie, gdy siebie nie
sprzedaje i nie pozwala wykorzystać, gdy woli cierpieć lub umrzeć aniżeli
sprzeniewierzyć się temu, co odczuwa w sobie jako powołanie.
Karol Marks miał dla
liryki i sztuki przeszłości, np. greckiej, doprawdy wiele zrozumienia, i jeżeli
w jakimś punkcie swej nauki nie był on być może całkiem szczery, to w tym, że
pomimo swej wiedzy nie uznał sztuk pięknych za organ ludzkości, lecz jedynie za
cząsteczkę »ideologicznej nadbudowy«.
Nie, raczej chciałbym was
komunistów przestrzec przed poetami, którzy wam się oferują, którzy nadają się
na obwoływaczy i współbojowników. Komunizm jest sprawą bardzo mało liryczną,
taką był już u Marksa a dzisiaj jest taką jeszcze o wiele bardziej. Komunizm,
podobnie jak każda duża fala materialnej władzy, nawet narazi poezję na wielkie
niebezpieczeństwo, będzie miał niewiele upodobania do jakości i, wcale tego nie
żałując, spokojnym krokiem zadepcze na śmierć wiele piękna. Przyniesie on
rozmaite przewroty i nowy porządek, nim zbudowany zostanie dla nowego
społeczeństwa nowy dom; wokół będzie leżeć wiele gruzu, a my artyści jako
pomocnicy nie będziemy tam pożądani. Nas i nasze drażliwe troski będzie się
jeszcze bardziej wyśmiewać i często brać się nas będzie jeszcze mniej poważnie,
niż działo się to w epoce burżuazji.
Ale w nowym domu
ludzkości bardzo szybko znowu zrodzi się niezadowolenie, i gdy tylko zażegnany
zostanie strach przed głodem, okaże się, że również człowiek przyszłości i masy
posiada duszę, i że ta wykształca swoje własne rodzaje głodu i potrzeb, popędu
i przymusu, i że popędy, potrzeby, życzenia i marzenia owych dusz mają nader
wielki udział we wszystkim, co ludzkość myśli, czyni i do czego dąży. I jeśli
wtedy znajdą się tam znawcy dusz: artyści, poeci, rozumiejący, pocieszyciele,
przewodnicy, będzie to dla ludzkości dobre.
W tej chwili wasze
zadania łatwe są do rozpoznania. Wy komuniści macie do wypełnienia jasny
program, i tym wam się trzeba zająć. Wasze zadania zdają się być w tej chwili o
wiele przejrzystsze, o wiele konieczniejsze i poważniejsze niż nasze. To się
znowu odmieni, jak odmieniało się już często.
Być może prawem
prowadzących wojnę zgładzicie tego czy innego poetę, bo układa on dla waszych
wrogów bojowe pieśni; prawdopodobnie następnie okaże się, że wcale nie był on
poetą, lecz jedynie twórcą plakatów. Lecz ze szkodą dla siebie samych będziecie
się łudzić, jeśli wierzycie, że poeta
jest instrumentem, którym dowolnie jakoby niewolnikiem albo kupczącym talentem
może posługiwać się rządząca w danym czasie klasa. W tym zapatrywaniu ciężko
byście się na swych poetach zawiedli a przyłączyliby się do was właśnie ci
bezwartościowi. Prawdziwych artystów i poetów, jeśli zechcecie się kiedyś o to
zatroszczyć, po tym zaś poznacie, że mają nieujarzmiony pociąg do niezależności
i przestają natychmiast pracować, gdy chce się ich zmusić do wykonywania pracy
inaczej niż tylko wedle ich własnego sumienia. Oni nie sprzedadzą się ani za
marcepan, ani za wysokie urzędy i zgodzą się raczej na śmierć aniżeli pozwolą
wykorzystać. Po tym będziecie mogli ich rozpoznać.
(1931)
z niemieckiego: dziennikarze wędrowni (kumaszyński)
|