|
Dziennik z Lotniczej
jerzy żurko, tekst zuzanna morawiecka, rysunki
4.III.88
     Umarł jeden dziadek pod wiatą.
Przeprosiłem księdza za wczorajszą nieobecność. Wiedział już, że byłem w
Szczodrem 1
     Ksiądz: Stało się dzisiaj nieszczęście.
Umarł taki starszy dziadek – Eugeniusz Selcer. Nocował pod wiatą.
     Poszedłem pilnować, by nikt go nie
okradł, gdyż miał zegarek na sobie. Był już sztywny. Ksiądz dzwonił po
pogotowie „dla stwierdzenia zgonu”. Długo nie przyjeżdżali. Wiedzą, że trup –
dlatego się nie spieszą. W końcu przyjechała karetka. W obecności lekarza
odkryliśmy kołdrę, pod którą zawsze spał.
     Leżał, już nieżywy. Jest zakrwawiony koło
nosa.
     Lekarka: Trzeba wezwać milicję. On jest
cały stłuczony na twarzy. Ma złamany nos. Ktoś go strasznie bił.
     Któryś z mieszkańców: Tu były napady
takich małolatów z osiedla. Jakieś skiny. Bili w biały dzień. Wybili szybę w
magazynie. Zobacz, o tu.
     Napisałem na słupie pod wiatą: „4 III 88
Ś.P. +”
     Zgromadziło się parę osób. Odmawiamy
modlitwę za duszę dziadka. Przyjechali milicjanci – nie przeszkadzają w
modlitwie. Dwóch w cywilu. Później jeszcze kilku, niektórzy w mundurach. Ci
ostatni zachowują się najgorzej. Ubliżają, grożą. Rozmowa:
- Nic nie będzie.
- Jak to?
- Nie będzie żadnego śledztwa. Przecież to oni zrobili.
Nieraz bili dziadków. Jeden nawet skarżył ich, ale ze strachu pozmieniali
zeznania. I teraz nic nie będzie. Zobaczysz.
     Ksiądz (po dyżurze): On pracował przez 15
lat bez przerwy w jednym zakładzie na kolei. Ale zeszłej jesieni złapali go na
pijaństwie i dali mu dyscyplinarne zwolnienie. Wtedy załamał się i naprawdę
zaczął pić.
     Książka informacyjna: „K. proponuje
wyjazd po ziemniaki do Jordanowa. Zawieźć do przychodni zdjęcia płuc. Zawieźć
papiery Romana oraz wziąć poświadczenie dla Pawła B. Zawieźć ewentualnie B. i
K. do Lubiąża2.
Przywieźć ziemniaki. Zameldować na stałe W. Wyrobić wkładkę K. Z pralni
bielizna – na przelew. Nie płacić!”
5.III.88 – rano
     Jeden dziadek ma zapaść albo wylew,
niedowład prawej części ciała. Czekamy na pogotowie. Ksiądz trochę popędza ich
telefonicznie. Kiedy przyjechali i trzeba było przenieść dziadka do karetki –
wtedy okazało się, że nikt nie może tego zrobić, bo wszyscy są ciężko chorzy.
     Pada śnieg. Kilka dni wcześniej, już po
zmroku, widzieliśmy jak tego dziadka paru gigantów3
przenosiło pod wiatę. Był zesikany i zesrany. Popił i nie czuł że „robi pod
siebie”. Za to, że nasmrodził dostał parę razy w głowę od jednego psychopaty i
schizofrenika. Ksiądz znalazł aż kilka butelek dinxu4,
wylał go i spalił na oczach ludzi. Trzeba palić przy nich, bo inaczej proszą
żeby im oddać, nie wierzą, że został zniszczony. Wydaje im się, że Ksiądz albo
pomocnik trzymają go gdzieś dla własnych korzyści. Trzeba pamiętać, że to są
chorzy ludzie. Pod wieczór przychodzi do mnie
jeden i mówi: Daj mi moje rzeczy z depozytu. Uciekam stąd bo mnie dzisiaj
zabiją (tu następuje kilka wyzwisk pod adresem kolegów), powiedziałem Księdzowi
kto ma dinx. Jest oczywiście pijany. Prawie płacze – już go nieco pobili. Mówi
ja ich, kurwa, podpalę!!! – patrząc na palący się denaturat...
     Książka Informacyjna: „Przycisnąć W. o
dokument wojskowy. Pilnować K. aby się nie upił. Zadzwonić po pogotowie
przewozowe aby zabrali do Lubiąża K. Walentego. Nadać list polecony do
Centralnego Biura Adresowego5.
Wypisać podziękowania za paczki.”
6.III.88 – po południu
     Na obchodzie czterech świeżo pijanych
denaturatem, ale niestety butelka już pusta. Nic nie znaleźliśmy. Tego, który
wczoraj się bał, że go zabiją, dziś widziałem. Nikt go nie tknął. Przy kolacji
„zrobiłem” modlitwę, bo Ksiądz poszedł na Mszę. Modlitwy są przed śniadaniem,
obiadem, a przed kolacją dłuższy pacierz, czasami nawet Drogę Krzyżową.
Niestety, na razie nie ma Mszy Świętej w niedzielę, bo Brat M., który ją do
niedawna jeszcze sprawował, jest chory. Te codzienne modlitwy są zazwyczaj
dłuższe niż zwykła modlitwa przed posiłkiem. Ksiądz jest bardzo zajęty pracami
administracyjnymi i opieką nad gigantami tak, że niewiele mu czasu zostaje na opiekę
duszpasterską.
     Książka Informacyjna: „Dać znaczek
skarbowy za 300 zł. W.”
7.III.88 – rano
     Człowiek, lat 45 – jęczy siedząc pod
jadalnią:
- Nie mogę, nie wytrzymam...
Pytam: - Co się stało?
- Złamali mi żebra i jedno zachodzi na drugie.
Pytam Księdza: - Co mu się stało?
- Ma złamane żebra. Zrobiono mu jakiś opatrunek, ale nie
wiadomo czy to wystarczy...
Piotr: Milicja go pobiła.
Pytam: Kto pana pobił?
- No milicja. Oj już nie mogę.
- A po co pan chodzi?
- Przecież muszę do ubikacji!
Książka Informacyjna: „Zawieźć C.
na Łąkową6do
Przychodni Rtg, do kontroli. Wysłać W. do WKU. Wykupić leki w aptece. Odebrać
paczki z poczty. Zamówić karetkę do Lubiąża dla Walentego K.”
8.III.88
     Książka Informacyjna: „Wysłać do Pępic7 dwóch
albo trzech.”
     Wywieźli tego ze złamanymi żebrami, dziadka z zapaścią i tego, który
powiedział Księdzu o denaturacie. Wszystkich zabrała Nyska z naszego schroniska
do Pępic. Będą tam mieli z pewnością lepiej niż na Lotniczej, ale tam nie wolno
pić.
9.III.88 – po południu
     Ja:
Szkoda, że Ksiądz nie dał mi pieniędzy. Kupiłbym te świece.
     Ksiądz: No widzisz, zapomniałem... Ja się
nie nadaję na kierownika schroniska. Złożyłem już rezygnację. Cztery lata
temu....
     Giganci bardzo lubią Księdza. Szanują go.
Niektórzy nawet pokładają w Nim swoje nadzieje jak w jakimś „mężu
opatrznościowym”, który im rozwiąże różne kłopoty życiowe. Mówią do niego:
„Ojczulek”, „Dziadunio”, „Księżulo”, „Popek”, np. My bez Ojczulka zginiemy!
     Książka Informacyjna: „Załatwić
legitymację inwalidzką dla Jerzego S. Oraz Wieśka K. Po ciuchy. Pójść z
Wojciechem W. aby zameldować go na stałe, ewentualnie też z Tadeuszem W.
Załatwić wkładkę dla Czesława K. Zadzwonić do Medycyny Sądowej, czy sekcja
prokuratorska zwłok Eugeniusza Selcera już się odbyła. Zamówić rano chleb 30
sztuk.”
10.III.88
     Wiesiek K.: Nie miałem żadnej kobiety.
Przecież ja jestem nienormalny. Debilowaty jestem, zrodzony po pijaku.
Nienormalność, upośledzenie to się nazywa... itd., itp. I rzeczywiście Wiesiek
ma rację. W schronisku, takich jak on „debilowatych” nie ma wielu a zdarzają
się całkiem inteligentni ludzie. Ciekawe jest to, że ci z niedorozwojem
zupełnie znośnie dają sobie radę w życiu i nawet mniej piją.
     Książka Informacyjna: „Opuszcza schronisko
pomocnik kucharza. P. ma Komisję Inwalidzką. Pójść tam i powiedzieć, że siedzi.
Pójść do Opieki Społecznej w sprawie Selcera i załatwić pogrzeb w Zakładzie
Pogrzebowym. Nie wydawać Wieśkowi K. dowodu osobistego. Dałem mu legitymację
inwalidzką i zgubił. Załatwić legitymację inwalidzką Wieśka K. Była pani z
KIK-u8 z kartką żywnościową
9 dla schroniska.”
     Dygresja:
     Dlaczego oni bardziej się degenerują na
wolności niż za kratami? W więzieniu jest silny i terroryzujący nacisk ze
strony aparatu przymusu, ze strony państwa. I ci bezdomni którzy siedzieli np.
w roku 1988 wiedzieli, że w gruncie rzeczy społeczeństwo jest po ich stronie,
szczególnie po strajkach głodowych w 1981 r. do 1989 r. Trzeba jeszcze brać pod
uwagę potencjalną i realną skalę przestępczości w środowisku gigantów.
Natomiast po wyjściu na wolność nacisk ze strony państwa maleje a jednocześnie
wzrasta niechęć ze strony społeczeństwa. I oni nie są w stanie tego wytrzymać.
Częste jest u nich – w tym kontekście zrozumiałe – zwalanie wszystkich niepowodzeń
życiowych na organa ścigania, komunę, czerwonych. A przecież w dużej mierze oni
sami są winni. Piją okropnie. Bywają zdemoralizowani. Często nie starają się o
zachowanie podstawowej swojej godności. Nawet jeżeli ich życie jest „dziełem”
złych układów w Polsce, to jednak oni się temu poddali. Ci sami grypsujący
10,
którzy w więzieniu zachowują się godnie, na wolności „schodzą na dół”. Nie wiem
czy chwytam tu trochę prawdy, czy nie...
11.III.88
     Postanowienie o umorzeniu dochodzenia:
„Lekarz z Pogotowia Ratunkowego stwierdził zgon Eugeniusza Selcera na skutek
niewydolności układu krążeniowo-oddechowego (...) Przeprowadzona sekcja
wykazała, że przyczyną zgonu było zachłyśnięcie się treścią pokarmową (tzn.
wymiocinami) z podejrzeniem zatrucia alkoholem. Sekcja wykluczyła aby do zgonu
przyczyniły się osoby trzecie.”
13.III.88
     Książka Informacyjna: „Pojechać do
Przychodni Rtg. z nowym mieszkańcem. Jerzy – prosić ks. Proboszcza o pogrzeb
ś.p. Selcera. Zadzwonić do Pępic z prośbą by przyjęli Erazma.”
15.III.88
     Książka Informacyjna: Wyjazd po Księdza;
pogrzeb śp. Eugeniusza Selcera na Cmentarzu Osobowice. Odwieźć Erazma do Pępic.
Odwieźć Staszka na Kraszewskiego11.”
     Z pogotowia przywieźli nam człowieka, o
którym nie wiadomo jak się nazywa. Nic nie mówił, wyglądał na pijanego. Dali
nam „skierowanie do schroniska”, co oczywiście nie jest dla nas zobowiązujące,
i różne inne dokumenty, z których wynikało, że miał dzisiaj atak padaczki. Bez
zbytniego zastanowienia przyjęliśmy go. Okazało się, że to nie tylko padaczka
ale i głęboka schizofrenia. Samodzielnie i świadomie potrafił jedynie wymawiać
zdanie: „bardzo proszę o papierosa”. Nie jadł. Oprócz wspomnianych słów – nie
mówił. Sikał w majtki itd. Próbowaliśmy dotrzeć do niego, ale nic nie skutkowało.
Po co nam takich przysyłają! Przecież tacy jak on nadają się tylko do szpitala!
Nasz młody lekoman z Lotniczej przypomniał sobie, ze widział tego człowieka na
Oddziale Psychiatrycznym w Lubiążu 4 lata temu, ale nazwiska nie zna.
Zastanawialiśmy się, co robić z delikwentem. Późnym wieczorem zdecydowaliśmy
się zadzwonić ponownie na Pogotowie i w końcu go zabrali, prawdopodobnie do
szpitala na Kraszewskiego.
17.III.88
     Książka Informacyjna: „Na Szybowcowej w
bloku stoi wersalka, której właściciel prosił abyśmy ją zabrali. Pójść rano po
skierowanie do szpitala w Lubiążu dla Kazimierza. Odwieźć Kazimierza do
Lubiąża. Przyjedzie do Szczodrego transport darów z Belgii. Przywieźć ser od
ks. Proboszcza.”
19.III.88 – rano
     Pierwszy raz jestem sam na dyżurze. Ciągle
przychodzą do kancelarii i naciągają mnie a to na pieniądze, na żywność, na
ubranie. Jestem „nowy” i chcą mnie wybadać... Żywność wydaję, ale nic więcej.
Pozostałe rzeczy nie są na mojej głowie tylko magazyniera albo Księdza, a poza
tym ubranie albo pieniądze mogą łatwo zamienić na dinx lub autowidol
12.
Przyszedł fachowiec do zepsutego telewizora. Kazał sobie wystawić go na środek
jadalni, przy drzwiach. Tymczasem Tadek Kaszany, kompletnie pijany, gdyż nie od
dzisiaj jest w ciągu alkoholowym, wygraża pięścią w powietrze. Wymachuje nad
tym fachowcem. Na szczęście taka pijacka agresja nie jest groźna. Gorzej jest
wtedy, gdy mamy do czynienia z psychopatą, który jest agresywny na trzeźwo.
Mamy kilku takich podopiecznych. Ten, o którym pisałem 5.III, kiedy przy
wieczornym obchodzie noclegów z Księdzem zauważyliśmy to pobicie, jest dobrze
zbudowany; były ciężarowiec, który jednym ciosem mógłby znokautować. Od takiego
KO, na dobrą sprawę, mógł skończyć Eugeniusz Selcer.
     Wygląda na to, że jeżeli już ktoś się
zupełnie „kończy”, oni go dobijają. Była też taka sytuacja: pomocnik kucharza
wygrażał jednemu. Obydwaj byli zupełnie trzeźwi. A poszło o to, że przy kolacji
Ksiądz spytał człowieka czy wyrobił sobie dowód osobisty i tamten pochwalił
się, ze wyrobił i że jutro idzie do pośrednictwa pracy13
szukać jakieś roboty. To była cała treść rozmowy, którą rozpoczął Ksiądz.
Później kiedy Ksiądz wyszedł, po posiłku, pomocnik kucharza naskoczył na
tamtego: Co?! Udało ci się?! Dowód sobie wyrobiłeś! Może i pić przestałeś?
Żebym cię dzisiaj w nocy nie widział!!! Gnoju!!! Z Księdzem na zwierzenia ci
się zachciewa. Pewnie dobroci potrzebujesz?!!! (w cytacie opuszczam
przekleństwa). Później, kiedy poszedłem z tym pomocnikiem kucharza do
magazynku, po drodze zapytałem dlaczego się tak zdenerwował. A on: Bo trzeba
mieć jakiś honor i ambicję. Jak mu się coś uda, to po co się tym chwalić.
Poinformowałem o tym zdarzeniu Księdza. Powiedział: Tak, oni mają taki sposób
myślenia. Są strasznie zazdrośni. A ten pomocnik kucharza wprawdzie jest
prosiaczkowaty i z pozoru dobroduszny ale to kompletny psychopata.
     Dygresja:
     Żona w dyskusji powiedziała mi, że wygląda
na to, iż w schronisku jeżeli któryś z nich chociaż koniuszek głowy wystawi z
tego bagna, to inni go za nogi ściągają z powrotem. A tych którzy się już
kompletnie wykańczają, to po prostu starają się dobić. Ale, co za tym idzie,
taki kształt schroniska w kontekście ich systemu wartości, mija się z
założeniami i całą ideą.
     Oni nazywają swoje środowisko gigantką.
Np. Gigantuję od 30 lat, od 18 roku życia. – mówi Edek. Jednak to nie są przestępcy. Jest to środowisko
patologiczne, ale nie na samej patologii się ono opiera. Można przeprowadzić
paralelę ze środowiskiem hippisów. Jedni i drudzy wędrują po kraju i szukają
swego miejsca, ale dla hippisa jest to wybór a dla giganta konieczność. Więc to
raczej hippisi są bliscy kloszardom. Dla gigantów charakterystyczny jest kult
siły (nawet nazwa giganci o tym świadczy), a dla hippisów kult słabości. Jedni
i drudzy to życiowi nieudacznicy, takie ofermy (chociaż giganci oburzyliby się
oczywiście). Giganci są często psychopatyczni a hippisi to „neurole”, czyli
ludzie ze skłonnościami do nerwic. Są też i zasadnicze różnice. Gigantka nie
własnego rysu pod względem życia kulturalnego, nie ma własnej ideologii,
własnej poezji, teatru itp. Bowiem powstała z konieczności życiowej a nie z
wyboru. I nie przestępstwo leży u podstaw tej społeczności. Owszem, kradną, ale
kradzież nie jest podstawą ich utrzymania, lecz żebractwo lub zbieractwo. Biją
się ale nie w celach rabunkowych. Zresztą znacznie częściej są bici niż biją
innych. Zazwyczaj zamykani są do aresztu na dwa miesiące - za zakłócanie porządku publicznego, obrazę
moralności publicznej, jakąś szarpaninę z przechodniami, wybicie szyby itp. Ich
patologiczność to alkoholizm, podobnie jak u hippisów narkomania. Przestępcy,
zdeklarowani recydywiści, nazywają ich „alberciaki” – jest to termin bardzo
pejoratywny, podobny w aspekcie emocjonalnym do terminu „gnoje”, którym czasem obdarzana
jest nastoletnia młodzież. Jest w tej nazwie coś z obrzydzenia i pogardy.
Natomiast podziały na grypsujących i frajerów (czyli niegrypsujących) idą
raczej w poprzek tych środowisk i na wolności nie mają specjalnego znaczenia
(może większe mają dla świata przestępczego – chełpliwe deklaracje bycia
grypsującym słyszałem tylko z ust tych, którzy coś ze światem przestępczym
mieli kiedyś wspólnego).
     Także z tą
degeneracją gigantki to chyba nie jest taka prosta sprawa. Oni mają pewien rys
etyczny aczkolwiek nie afiszują się z nim. Obnoszenie się ze swoimi zasadami
jest bardzo negatywnie w tym środowisku odbierane, ponieważ łamie się w ten
sposób milcząco zakładaną konwencję polegającą na przekonaniu, że „my giganci
jesteśmy ludźmi prawymi, nie szkodzimy nikomu, gdyż żyjemy tylko z tego, co
społeczeństwu nie jest potrzebne, a ci, którzy się włamują, kradną, rabują
itd., są źli. My nie jesteśmy źli. Mamy swoją godność i dumę.” I tym razem nie
jestem pewien czy dobrze to uchwyciłem.
21.III.88
     Książka Informacyjna: „Wydawać uszczelki
do roboty. Kąpiel mieszkańców. Pójść po skierowanie do szpitala w Lubiążu dla
Kazimierza. Zaprowadzić Janusza na Łąkową do Przychodni Rtg. Kupić syropy na
kaszel.”
24.III.88 – po południu
     Pod wieczór najtrudniejszy moment dyżuru
– szukanie Kajtka, epileptyka. Ma ksywę od małego wzrostu. Przyjechał ze
Szczodrego, prawdopodobnie wyrzucony ze schroniska za pijaństwo. Nowy pomocnik,
który przez pewien czas pracował w Szczodrym powiedział, że tam też był w ciągu
alkoholowym i że zamykali go w wytrzeźwiałce, ale jak dostał ataku to doszli do
wniosku, że lepiej aby był na Lotniczej. Według mnie, to nawet jego parodniowy
pobyt u nas, np. przed wyjazdem do szpitala, jest dość nieszczęśliwym pomysłem.
     Tak więc pod wieczór okazało się, że
Kajtka nie ma i że trzeba go poszukać w parku.
Rzeczywiście, po pewnym czasie
znaleźliśmy go za barakami. Ziemia dokoła niego była zryta; czyli musiał mieć
atak podczas naszej nieobecności. Leżał spokojnie. Wzięliśmy go we dwóch pod ramiona,
bo nogi miał „z waty”. Po 50
metrach zaczyna się dusić. Podbiega Tadeusz Kaszany
(konstatuję ze zdziwieniem – cóż on tak nagle wytrzeźwiał?!). Tadeusz krzyczy:
„Łyżka! Grzebień! Albo nóż!”. Jacek z Tadkiem trzymają. Tadek rozszerza mu usta
aby mógł oddychać i nie pogryzł sobie języka. Ja łamię jakiś kij aby uwolnić
ręce Kaszanego. Kajtek powoli uspokaja się. Jacek bierze go na ręce, ja
podtrzymuję. Idziemy przez jakieś okropne błoto gdy Kajtek znowu dostaje ataku.
Jeszcze parę kroków i już jesteśmy na podwórku, koło naszego baraku, ale on
rzuca się już niemiłosiernie. Kładziemy go na ziemi. Unieruchamiamy. Jest silny
straszliwie. Tadek „rozdziawia” mu usta, a z jego palców płynie już krew. W
końcu jest Inżynier, opiekun. Przyniósł łyżkę. Ale teraz jest atak za atakiem.
Nawet nie wiem jak długo to trwało i ile tych ataków było. Pognałem do Księdza
aby dzwonił na Pogotowie. Dość szybko przyjechali. Kajtek, kiedy się uspokoił,
jeszcze przed przyjazdem karetki, leżąc na ziemi spytał nas: „Gdzie ja jestem?”
Tadek odpowiada swoim grubym, przepitym głosem: „U nas jesteś. Mówił mi, że już
nie chce mu się żyć, że już chce umrzeć, że idzie się zapić. No, jesteśmy z
tobą. Jeszcze żyjesz. Będziesz żył póki masz mnie, masz tu kolegę – wskazał na
Jacka – masz Jurka – wskazał na mnie – Jest pan Inżynier i Ksiądz. Bez nas już
byś nie żył, ale jesteśmy!” – tak powiedział Tadek. Wkrótce przyjechała
karetka. Przenieśli go do baraku i położyli na łóżku. Lekarze dali mu zastrzyki
glukozy i jeszcze czegoś – zupełnie się uspokoił. Ale go nie zabrali.
     Ten facet, któremu wygrażał pomocnik
kucharza uciekł wtedy ze schroniska. Nie wiadomo czy się zjawi. Przyszedł do
nas chyba w połowie marca. Wcześniej był w szpitalu przeciwgruźliczym.
Zaleczyli go tam, ale przydałoby mu się, aby pojechał do sanatorium. Był
spokojny, pił mało. Znalazł pracę. Kiedy opuścił schronisko był w trakcie
załatwiania hotelu robotniczego14, lat
ok. 35.
     Książka Informacyjna: „Pójść po
skierowanie dla Kajtka. Dzwonić do OLO o miejsce dla Kajtka. Wygnać Krzyśka po
odbiór dowodu. Jechać do chorego – leży w piwnicy – ciężko porażony, nie może
chodzić.”
25.III.88
     Książka Informacyjna: „Dzwonić do
Szczodrego, do Brata M. aby przybył na zebranie. Przywiozą Józefa B. – proszę
go przyjąć – omówiono z ks. Jerzym. Zawieźć Kajtka do Lubiąża. Wziąć
skierowanie z Przychodni dla Kajtka.”
     Dyżur wieczorny.
     Ok.15.00 kierowca przywiózł z ul. Św.
Antoniego jakiegoś faceta, który mieszkał tam w piwnicy. Miał zator tętnic w
nogach. Był wcześniej w szpitalu, ale nie chciał się poddać operacji, a
leczenie „proszkami” nie pomogło. Tak wynikało z jego papierów. Brak
jakichkolwiek jego dokumentów oprócz metryki urodzenia i zaświadczeń
lekarskich. Nogi mu gniją i śmierdzą okropnie. Waży chyba ze 40 kg. WR – ujemny (więc to
nie np. kiła wrodzona), płuca bez zmian. Jest trzeźwy. Czekamy na Księdza,
który jest na zebraniu w siedzibie Towarzystwa15 na
Pl. Solnym. Zebranie ma zadecydować czy nastąpi likwidacja schroniska na
Lotniczej w najbliższym czasie, czy dopiero po wybudowaniu baraków na
Tarnogaju. Wczoraj Ksiądz w czasie wieczornego pacierza, przed kolacją prosił
wszystkich o modlitwę w intencji opamiętania się tych, którzy dążą do
zlikwidowania schroniska.
     Godz. ok. 16.00 Kaszany rezonuje jak
zwykle w jadalni. Wymachuje w powietrzu pięścią, a do mnie powiedział: „Dzisiaj
cztery razy pałą dostałem!” Jak zwykle pijany.
     Godz. ok. 17.00 Jest w jadalni. Leży pod
tapczanem przykryty całkowicie kocem. Pytam innych: „Czy śpi?” „Śpi, śpi.” –
odpowiadają. „To niech śpi.” W kancelarii pełno ludzi. Wszyscy czegoś chcą.
Wciąż czekamy na Księdza.
     Godz. ok. 17.30 W pewnym momencie
przychodzi Rybka – oczywiście pijany. „Kaszany! Trzeba wezwać pogotowie, bo
jest siny.” Dzwonię na Traugutta. Na pogotowiu
każą dzwonić na Wejherowską, może i lepiej bo to tylko 200 m od schroniska. Na
Wejherowskiej powiedzieli, że zgłoszenie przyjęte i żeby czekać, ale jak tu
czekać, kiedy człowiek leży zatruty! Przyjechał wreszcie Ksiądz. Przynaglam
tych ludzi z pogotowia, ale nadal nie przyjeżdżają. Jeden były podopieczny z
Księdzem robią masaż serca i sztuczne oddychanie, ale nic nie pomaga. Wszyscy
krzyczą. Muszę wywalić Rybkę, który się awanturuje. W końcu przyjechała erka.
Lekarka ta sama, która była przy śmierci Selcera. Próbowali rozruszać mu serce
elektrowstrząsem, ale nic nie pomaga. Gdzieś za uszami mu patrzyła i
powiedziała: „To nie ma sensu. To już śmierć biologiczna.” Miała łzy w oczach,
gdy patrzyła na nas, na podopiecznych i Tadka. Godzina? 18.30 ? Nie wiem.
     Później jak zwykle milicja i długie
czekanie na Przedsiębiorstwo Transportu Komunalnego czyli „trupiarkę”. Kiedy go
zabierali przewróciliśmy z Księdzem ciało na plecy. Miał kilka pręg po pałkach,
ale nie sinych lecz dość bladych (ale już serce nie tłoczyło krwi) i na
wysokości płuc, więc chyba nie mogło to bezpośrednio wpłynąć na zgon i raczej
pośrednio też nie, gdyż tymi pałami nerek mu nie odbili. Chociaż nie jestem
tego pewny.
     Najbardziej prawdopodobna wersja śmierci
Tadka:
     Od paru dni narzekał, że go „pikawa boli”.
Rano napił się dykty. Był słaby. Napity poszedł na Tkacką
16 , gdyż Ksiądz prosił por. Zygmunta Adamczyka,
aby wsadził na jakiś czas Tadka do aresztu. To nie była ze strony Księdza żadna
złośliwość. Chodziło o to aby mu przerwać ciąg alkoholowy. Często podopieczni
są wdzięczni za taką dwumiesięczną odsiadkę. Adamczyk zamiast go wsadzić dał mu
do wyboru areszt, albo pały i jak łatwo się domyśleć Tadek wybrał pały. Dostał
kilka razy i go puścili. Przyszedł do schroniska. Czuł się źle, ale zachowywał
się normalnie. Rozmawiał z ludźmi, m.in. ze mną. Później napił się jeszcze
czegoś, może autowidolu z pobliskiej stacji benzynowej. Wtedy zupełnie go
„rozebrało”. Najpierw upadł na wznak. Zauważył to jeden człowiek ze Szczodrego,
Józef, który czeka na operację oczu. Tadek poprosił Józefa aby mu pomógł wstać,
ale zdołał podnieść się sam. Później znowu, tym razem gwałtownie zasłabł i
osunął się na podłogę. Pomocnik Jacek, z którym wczoraj ratowaliśmy Kajtka,
przesunął Tadka ze środka jadalni pod tapczan i przykrył go kocem wraz z głową.
Według mnie wtedy Tadek już nie żył, ale była szansa jego reanimacji. Po jakimś
czasie przyszedł w odwiedziny Rybka i poszedł do jadalni pogadać z Tadkiem.
Znalazł go pod tapczanem i przybiegł z krzykiem, że jest siny. Rano przed
pójściem na Tkacką Tadek nie jadł śniadania. Ktoś krzyczał przy śniadaniu, więc
zdenerwował się powiedział: „Ja w takim towarzystwie nie będę jadł” i wyszedł.
     Ten który robił z Księdzem masaż serca
jest kierowcą. Już „wyszedł z dołka”, jest samodzielny. Ksiądz walił Tadkowi po
piersiach a on wtłaczał powietrze do płuc I tak na zmianę skakali po nim.
Lekarka, która zastała ich przy tej czynności powiedziała, że robili to nawet
fachowo. Ten kierowca: „Jak tu przyszedłem nie myślałem, że będę całował trupa,
a już zupełnie że tym trupem będzie Tadek.”
     Wysłaliśmy telegram do jego kuzyna – taki
adres figurował na jego karcie ewidencyjnej. Po paru godzinach zadzwoniła do
nas pewna pani i powiedziała, że dobrze zna Tadka i że z pewnością ten kuzyn
nie będzie partycypował w pogrzebie, gdyż on nie miał do Tadka żadnego
emocjonalnego stosunku, ale że żyje we Wrocławiu jego siostra i brat. Dotąd nie
mieliśmy pojęcia, że miał rodzeństwo. Obiecała wykombinować nam ich adresy.
     W końcu, późnym wieczorem, usiadłem na
chwilę z Księdzem i dowiedziałem się, że decyzja o rozwiązaniu schroniska jest
odroczona do walnego zebrania Towarzystwa, które odbędzie się w kwietniu.
Ksiądz ma pojechać na tydzień lub dwa na wypoczynek i nie będzie już pełniącym
obowiązki kierownika schroniska. O Kaszanym powiedział: „On był łagodny jak
cielę.” Żona przy kolacji: On nie był zdegenerowany – potrafił myśleć etycznie,
tzn. mógł się z nałogu wyzwolić.” – coś takiego powiedziała. Myślę, że takich
jak on jest w schronisku więcej, gdyż niczym szczególnym pod względem etycznym
się nie odznaczał.
26.III.88 – po południu
     Książka Informacyjna: „Jechać po chorego
bezdomnego (nie może chodzić). Zawieźć nowego bezdomnego do Szpitala na
Kamieńskiego. Skontaktować się z lekarzem sekcji Kaszanego.”
     Przede mną kartka z adresami rodzeństwa
Tadeusza Kaszanego. Siostra ma telefon. Jakiś czas później telefon:
„-Jestem kuzynką Tadeusza
Kaszanego. Chciałam się dowiedzieć kto będzie płacił za pogrzeb?”
W głosie brak jakiegokolwiek
wzruszenia, czy czegoś podobnego.
„- Nie wiem. Podobno siostra.”
„- Dlaczego siostra a nie brat?”
„- Nie wiem. Może jakoś się
wzajemnie dogadali?...”
„- A skąd państwo znacie adresy
jego rodzeństwa?”
„- Nie wiem. Są w karcie
ewidencyjnej.”
Takich informacji nigdy się nie
ujawnia. I na końcu rozmowy:
„- To ja jestem siostrą
Kaszanego.”
     Żadnego współczucia dla śmierci brata –
tylko pieniądze, jakieś sprawy porachunkowe. Jakież to płytkie, marne... To
przez takich ludzi zmarł Tadek. Już krążą po schronisku legendy: milicja go
zabiła. Oskarżają o tą śmierć czynnik niezależny od nich. Nie mówią; >zapił
się na śmierć.<, bo wtedy musieliby skonstatować, że każdego z nich może to
spotkać w każdej chwili. A żyć z taką świadomością nie jest łatwo. Głuszą więc swoje sumienie.
Być może ktoś pomógł mu ten alkohol zdobyć.
     Nie mogę pogodzić się z tą śmiercią.
27.III.88 – niedziela
     Książka Informacyjna: Prosić Brata M. o
odprawienie Mszy Św. Za Andrzeja – dobrodzieja schroniska.
     Dzisiaj po południu jestem na drugiej już
Mszy Św. – tym razem w schronisku. Przyjechał z leczenia Brat M. ze Szczodrego.
Na Mszy na ok. 35 podopiecznych przebywających w schronisku było 15-20 osób.
Część jest kompletnie pijana, część jest inwalidów takich, że nawet na posiłki
nie przychodzą tylko ktoś im zabiera do baraku lub sami robią. To są powody
nieobecności niektórych na Mszy. W czasie nabożeństwa tylko jeden chrapał z
cicha, co nie jest niczym okropnym, gdyż nawet na Mszy u mnie w parafii zdarza
się, że jeden czy drugi starszy człowiek zaśnie. Uważam, że nie jest źle z tą
frekwencją i uczestnictwem. Komunię przyjąłem tylko ja i pani Halina, która
robi paczki dla podopiecznych naszego schroniska, przebywających w sanatorium,
więzieniu, szpitalu. Ksiądz ma chyba wyrzuty sumienia, że zostawił mnie (nie
mającego doświadczenia) samego w schronisku, lub dlatego że wysłał Kaszanego na
Tkacką... I zmarł Kaszany. To chyba ze względu na Kaszanego. Na pewno.
     Były też rekolekcje Brata M. dla
mieszkańców. Nie wiem o czym ja bym im mówił, gdybym był na miejscu Księdza.
Może coś o ich godności? Nie tylko oni winni są swojej sytuacji.
     Książka Informacyjna: „Pójść do
prosektorium na pl.1 maja. Wziąć skierowanie do Lubiąża. Dzwonić do OLO o
przyjęcie dwóch podopiecznych. Pójść do sklepu po środek przeciw prusakom. Pan
Adam chce ofiarować łóżko z materacem i stół.”
     Przyjechał Olek. Jest na okresie próbnym u
OO. Sercanów pod Poznaniem. Ma tydzień urlopu. Zobaczymy czy zostanie w Zakonie
czy nie. To nasz były podopieczny i pomocnik Księdza. Nie pije. Ma lekkie
upośledzenie umysłowe. Dużo mniejsze niż Wiesiek, który mówi o sobie:
„Debilowaty jestem.”
29.III.88
     Książka Informacyjna: „Pojechać do P. aby
odwieźć paczki na pocztę i do więzienia. Pójść na Kleczkowską do Zakładu
Karnego.”
     Minął pierwszy miesiąc mojej pracy.
***
1.IV.88
     Książka Informacyjna: „Zadzwonić do Brata
M. w sprawie pogrzebu. Zawieźć odzież dla zwłok T. Kaszanego na pl. 1 Maja.
Ogłosić wieczorem: „Wielki Piątek bez alkoholu. Post Ścisły. Obiadu w Pilmecie
nie będzie.17 Zawlec Charkowa do
chirurga. Wysypać trutkę.”
3.IV.88
     Książka Informacyjna: „Ł. zmarł w
szpitalu na ul. Kamieńskiego18.”
5.IV.88
     Książka Informacyjna: „Dzwonić do prosektorium
do szpitala na 1 Maja i prosić prosektorium: czy była sekcja zwłok R. Zabrać
kartę zgonu i załatwić pogrzeb.”
7.IV.88
     Książka Informacyjna: „Charków jeżeli
będzie trzeźwy – do chirurga.”
10.IV.88
     Książka Informacyjna:
„Charków Józef zmarł – zainteresować się jego pogrzebem.”
Jerzy Żurko jest socjologiem. Wykłada na Uniwersytecie Wrocławskim.
1 Szczodre – wieś koło
Wrocławia. Stoi tam pałac, gdzie w czasie epidemii ospy trzymano zarażonych,
Teraz jest tam schronisko im. Św. Brata Alberta. W PRL albo przydzielali baraki
nie nadające się do niczego albo pałace.
2 Lubiąż – miasto nad Odrą
gdzie mieści się duży szpital z oddziałami m.in. odwykowymi dla alkoholików,
narkomanów, chorób nerwowych i psychicznych. Oprócz tego w mieście znajduje się
olbrzymi klasztor cystersów klasy „0”, aktualnie remontowany.
3 Giganci - nazwa własna
społeczności bezdomnych w Polsce (gigantka).
4 Dinx – denaturat – to samo
dykta, tektura i inne nazwy.
5 Centralne Biuro Adresowe –
nasi podopieczni często gubią, lub są okradani z dowodów osobistych, Aby je na
nowo wyrobić potrzebne jest potwierdzenie zameldowania z C.B.A. Posądzenia o
to, że giganci sprzedają dowody osobiste jest w znacznej większości przypadków
nieprawdziwe.
6 Łąkowa – ulica, przy
której mieści się zarówno DKP Stare Miasto – Wrocław (dawniej DUSW) jak i
przychodnia przeciwgruźlicza. W tym tekście Łąkową określam tę drugą
instytucję.
7 Pępice – miejscowość na
Dolnym Śląsku, w której mieści się Schronisko im. Św. Brata Alberta.
8 Klub Inteligencji
Katolickiej (we Wrocławiu).
9 W roku 1988 były
oczywiście kartki żywnościowe.
10 Grypsujący – nazwa własna
jednej ze społeczności więziennej.
11 Kraszewskiego – ulica we
Wrocławiu przy której mieści się szpital podobny do tego w Lubiążu tylko
znacznie mniejszy.
12 Autowidol – płyn na
spirytusie służący do konserwacji samochodu, który jest jednym z najczęściej
pitych przez gigantów napojów alkoholowych. Inna nazwa – autko. Inne napoje:
„Kryształ”, „Błysk” – płyny do czyszczenia szyb. Spirytus salicylowy, woda
brzozowa – określane mianem bączków, krople żołądkowe, krople nasercowe, krople
„Gorzkie”, krople miętowe, Herbogastin – określane mianem „Kropelki”. Oprócz
tego różne areozole – nazywane pyki i mieszanki wszystkich wyżej wymienionych
czyli wynalazki.
13 W 1988 r. mieściło się we
Wrocławiu przy ul. Ofiar Oswięcimskich (pośredniak, pekin). Rano można było tam
„złapać” pracę dorywczą, lub próbować (najczęściej całymi dniami) zatrudnić się
gdzieś na stałe.
14 Tej instytucji teraz już
w zasadzie nie ma. Państwowe, a tym bardziej prywatne zakłady pracy sprzedały
te budynki w latach 1990-tych.
15 Tow. Pomocy im. Św. Brata
Alberta, organ założycielski schroniska na Lotniczej.
16 Tkacka – ulica przy
której w 1988 mieścił DUSW Wrocław-Fabryczna, niedaleko schroniska, oraz
przychodnia zdrowia, do której uczęszczali nasi podopieczni.
17 Pilmet – fabryka maszyn
min. rolniczych, przy ul. Metalowców we Wrocławiu (boczna Lotniczej). Tam w
przyzakładowej stołówce kilku z naszych podopiecznych się stołowało.
18 Patrz; zapis w Książki
Informacyjnej z 26.III.88.
|